Podróż Michała i Mariusza wywołuje wiele emocji ze strony bliskich.
Ja osobiście mam mieszankę skrajnych uczuć.
Radość, bo cieszę się,że bracia będą mogli razem spędzić trochę czasu, co było ich marzeniem.
Zazdrość, bo też chciałabym wraz z nimi przeżywać przygody w tak egzotycznym kraju.
Podziw za ich odwagę.
Lęk przed niebezpieczeństwem, jakie może ich spotkać.
Złość, że są egoistami i wystawiają się na takie ryzyko, gdy rodzina drży ze strachu.
Z jednej strony nie rozumiem dlaczego nie wystarczy daleki kraj i jego inność do przeżywania przygód, dlaczego potrzeba jeszcze i roweru i gór i zimna i niebezpiecznych dróg. Z drugiej strony wiem,że nie jestem w ich skórze, więc moje potrzeby i marzenia są inne. Kiedyś namawiałam ich, aby w końcu zrealizowali swoje marzenie wspólnej wyprawy. Nie sądziłam, że podniosą sobie poprzeczkę tak wysoko. Chętnie widziałabym ich w jakimś bezpiecznym miejscu, bo zagrożenie na jakie się wystawiają jest spore, ze strony ludzi, chorób, klimatu. Według mnie zbyt duże i całkowicie niepotrzebne. Ale oni jak widać tego potrzebują. Widocznie spokojny, bezpieczny wyjazd nie dałby im takiej satysfakcji. Może jest to chęć sprawdzenia siebie, może postawienia sobie nowych wyzwań, może walki z własnymi słabościami. Czegoś oczekują od tego wyjazdu. To jest ich wspólny czas. Mam nadzieję, że spełnią się ich oczekiwania oraz oczekiwania rodziny, że wrócą cali i zdrowi, pełni dobrych wrażeń. Oni robią coś tylko dla siebie. Niewielki egoizm w życiu pozwala nam być sobą, mieć satysfakcję z życia, realizować siebie i swoje marzenia. Jednak cokolwiek robimy dla siebie ma to wpływ na ludzi, którzy nas kochają.
Czasem trzeba pozwolić bliskim zrobić coś dla nas niezrozumiałego, bo widocznie takie są ich potrzeby.
Czasem trzeba poszukać daleko, aby odkryć, że cel poszukiwań był blisko.
I zawsze wierzyć, że wszystko będzie dobrze.