Wyzwanie 90 dni: nie oglądam TV, nie śpię po południu

To czwarty tego typu eksperyment w tym roku. Moim postanowieniem na rok 2016 było wykonanie 4 eksperymentów, polegających na tym, że przez kolejne kwartały roku, zaczynając od 1 stycznia, nie będę robił jakiejś rzeczy, którą zwykle robiłem.

Początkowo chciałem zrobić sobie roczny eksperyment absolutnego nie picia alkoholu. Pomimo faktu, że trunki spożywam raczej okazjonalnie, to byłem przekonany, że nie wytrwam w tym postanowieniu cały rok. Nie mam na tyle wyćwiczonej silnej woli. Bo z tą wolą jest tak jak z mięśniem, trzeba to ćwiczyć. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej obiektywnie i tym samym stanęło na trzymiesięcznych okresach, lub jak kto woli na 90 dniach.

Po co to wszystko?
Bo eksperymentowanie na sobie to fajna zabawa.
Bo „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono“. (Szymborska)
Bo silna wola i jej ćwiczenie rzutuje na wszystkie aspekty życia.

A plan na ostatni kwartał roku był (jest!) prosty: koniec z oglądaniem telewizji i koniec z drzemkami po południu. Wiem, wiem. Pewnie niektórzy z Was właśnie o tym marzą, aby sobie pospać po południu albo wieczorkiem obejrzeć telewizję. No ale tak już jest ten świat zbudowany, że chcemy to, czego nie mamy, a jak coś mamy to tego nie chcemy.

Pomimo, iż oficjalnie eksperyment ciągle trwa, to postanowiłęm opisać go już teraz, bo już teraz widać jego skutki.

Oglądanie TV
Wyrobiłem sobie taki nawyk, że wieczorem, po całym dniu pracy i zabawy z dziećmi, kiedy w końcu położyliśmy je spać, siadałem przed telewizorem jedząc kolację. W niektóre dni najpierw biegałem (polecam bieganie o tej porze po Wielkopolskim Parku Narodowym bez latarki – wykręca się lepsze czasy, gdy zaszeleści coś w krzokach) a później jadłem kolację i siadałem przed TV. Tłumaczyłem to sobie tak, że skoro pracuję głową i do tego ogarniam kilkuletnie dzieci w ciągu dnia, to należy mi się chwila niewyczerpującej umysłowo rozrywki. Relaks taki. Pomysł dobry, jednak w praktyce nieco zwodniczy. Szybko bowiem okazywało się, że TV włączone na czas kolacji przeciągało się do 2h, po których już w ogóle się nic nie chciało. Zresztą był to już czas, żeby powoli kłaść się do łóżka, gdzie (o zgrozo!) musiałem walnąć jeszcze swoje 500 słów. Postanowiłem więc wyeliminować to telewizyjne dziadostwo i pożeracza czasu.

Popołudniowa drzemka
Ze snem każdy ma inaczej. Jedni wstają wcześnie i wcześnie chodzą spać. Inni siedzą do późna ale rano bez kawy to nawet nie podchodź. Jeszcze inni potrzebują zdrzemnąć sie po południu. Inni nigdy nawet nie słyszeli o takim wynalazku. Ja, prawdopodobnie w genach, odziedziczyłem popołudniowe spanie. Odkąd pamiętam, w rodzinnym domu było to powszechnie przez domowników praktykowane. Godzinka na regenerację. Ja sam często to robiłem, szczególnie teraz jak pracuję z domu. Tym bardziej, że częściej niż zwykle siedziałem do późna, a rano nie trzeba nawet budzika nastawiać. W końcu mam dzieci, które sprawy takie jak budzenie rodziców mają zaprogramowane w pamięci jedynie do odczytu (chciałem napisać w ROMie, ale chyba by było za bardzo geekowsko). W spaniu nie ma niby nic złego, a jednak. Nie dość, że była to godzina albo półtorej wyrwane z dnia to jeszcze po przebudzeniu potrzebny był czas na dojście do siebie. Poza tym, czułem że jest to łatanie problemu krótkiego snu w nocy.

Eksperyment
Od początku października więc zdecydowałem, że wywalam ze swjego życia te dwie rzeczy. Pustkę jednak należy czymś zapełnić. Życie nie znosi pustki. Pustka w życiu, nie jest wypełniona powietrzem. Pustka w życiu to próżnia, która tylko czeka na jakieś rozszczelnienie, żeby wessać coś do środka. Potwierdza to również złota zasada zmiany nawyków. Nawyków nie da się po prostu usunąć, trzeba je czymś zastąpić.

Jeśli chodzi o wieczory to sprawa rozwiązała się splotem okoliczności. Od jakiegoś czsu mam postanowienie pisania 500 słów dziennie, bez względu na to czy jest to blog post, książka, czy jakieś bzdury do szuflady. Trzeba napisać i już. Jak wspomniałem kiedyś wcześniej, robiłem to głównie wieczorami. Pomyślałem sobie też, że skoro już piszę, to dlaczego nie robić tego za pieniądze? Ogłosiłem się zatem na jednym z portali freelancerskich, że mogę coś komuś napisać lub przetłumaczyć. Przez miesiąc nikt się nie odzywał, aż nagle wpadło jedno zlecenie. Później drugie. Później trzecie, czwarte i piąte. Zacząłem robić je wieczorami, wtedy kiedy dawniej oglądałem telewizję. Sztywno zdefiniowane terminny oddania pracy dodatkowo mobilizują, żeby robotę wykonać. Tym samym znalazłem wieczorne zajęcie, które wspomaga moje szlifowanie pisania a dodatkowo jest źródłem dodatkowego dochodu.

Przez miesiąc pracy w ten sposób, doliczając do tego kilkanaście godzin poza wieczorami, zarobiłem 1000 zł.

Jakby doliczyć jeszcze do tego różnicę w poborze prądu pomiędzy macbookiem a telewizorem to wyjdzie może i 1030zł ;).
Ze spaniem natomiast radzę sobie na trzy sposoby. Po pierwsze staram się nie siedzieć dłużej niż do północy, co daje mi ok. 7h snu w nocy. Statystycznie, bo przy dzieciach nic nie ma na stałe. Zdarza się, że pomylą noc z dniem albo urządzają migracje ludności pomiędzy własnym pokojem a pokojem rodziców. Drugi sposób to taki, że piję małą kawę po południu. To chciałbym wyeliminować, bo jest to zastąpienie jednego złego nawyku, drugim ;). Trzeci sposób to taki, że senność w tych godzinach często bierze się ze zwykłego znużenia. Staram się wtedy porobić coś innego, co wybije mnie z monotonii. Tak czy inaczej, zysk jest taki, że więcej śpię w nocy a za dnia mam nieco więcej czasu.

Ciekawym jest jeszcze fakt, że jest to ostani eksperyment, którego nie przestrzegam bezwzględnie, a mimo to się go trzymam. Pozostałe eksperymenty traktowałem binarnie. Jeśli choć raz złamałem swoje postanowienie, to kończyłem eksperyment z łatką“failed“ (zdarzyło mi się w trzecim kwartale, pierwsze dwa kwartały były spełnione). Miałem tak, że jak raz złamałem swoje postanowienie, to szybko następował drugi raz, i później postanowienie się sypało. Tym razem byłem w stanie bardzo sporadycznie włączyć tv (na Azję Eksperess jedynie) albo przespać się po południu (jak kładłem syna, to żeby mu pokazać jak to się robi) a mimo to nie stawało się to normą i nie uznałem tego za fail. Może więc poprzednie 3 eksperymenty dały mi coś trwałego.

To chyba tyle. Czy po tych czterech eksperymentach jestem na tyle silny, by w 2017 zrobić sobie postanowienie roczne? Chyba nie, ale myślę, że półroczne jest dla mnie teraz do zrobienia. Zastanawiam się też, czy postanowienie ma polegać na nie robieniu jakiejś rzeczy, czy też na robieniu jakiejś rzeczy. Oba te aspekty są równie ważne. Liczy się zarówno to, co robisz jak i to, czego nie robisz. W obu postanowieniach też trudno jest wytrwać. Ale trening czyni mistrzem.

Oto, czego nauczyły mnie te 4 eksperymenty.

I. Dopasować czas eksperymentu do własnych możliwości (można zacząć od tygodnia, czy miesiąca i stopniowo wydłużać czas przy kolejnych).

II. Wziąć coś ambitnego, stanowiącego wyzwanie, a nie rzecz, której i tak się nie robi/robi.

III. Jak nie ma się wprawy, to przestrzegać zakazu BEZWZGLĘDNIE – nic nie może usprawiedliwić odstępstwa od zasady w czasie trwania eksperymentu.

3 komentarze

Skomentuj mino Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *