PRZYJAŹŃ – slogan czy realne uczucie?

PRZYJAŹŃ – slogan czy realne uczucie?
A jeśli istnieje, to czy może się skończyć?

Jestem tu. O każdej porze dnia i nocy. Dzwoń, jak tylko będziesz czegoś potrzebować.” – Ile razy każdy z nas słyszał w swoim życiu takie zdania? Zapewne nie raz. Podobnie jak ja.

26 grudnia 2005 rok. Obcy dom. Obce miasto. Obcy mi ludzie. Środek nocy.
Koszmarna awantura, która w parę chwil ma zmienić na zawsze całe moje misternie wymyślone dorosłe życie (ale o tym jeszcze wówczas nie wiem).
Wybiegam na ulicę, bo wewnętrzna potrzeba ucieczki jest tak silna, że nie potrafię nad nią zapanować. Biegnę przed siebie. Męczę się po chwili. Zwalniam. Zaczynam iść. Puste ulice.
Bardzo chciałabym z kimś porozmawiać. Rodziców nie chcę jednak martwić. Szczególnie taty. Ma przecież chore serce.
W głowie pojawiają się imiona osób, do których teoretycznie mogłabym zadzwonić. W kontaktach telefonu mam zapisanych mnóstwo nazwisk.

No tak, patrzę na zegarek. Jest bardzo późno. Święta Bożego Narodzenia.

Bezradność mnie obezwładnia.

Uświadamiam sobie, że tak naprawdę w chwilach życiowej próby, w chwilach prawdziwego życiowego dramatu, nie bardzo jest do kogo zadzwonić…

Trenerka powiedziała nam kiedyś, że każda kobieta nosi maskę. Tak stawiamy czoło światu i sobie nawzajem. Maska to obietnica perfekcji. Skrywa nasze wady… Nie pozwól – mówiła, by maska opadła, chyba, że masz drugą pod spodem… Uczynna córka, szczęśliwa żona, oddana matka. Wszystkie nosimy te maski. Cały czas. Wszystko jest na miejscu. Zwłaszcza uśmiech. Nie znika ani na chwilę. Musisz być silna. Musisz być czujna. I najważniejsze – nie daj się zdemaskować. Nikt nie chce widzieć, jaka jesteś naprawdę.” („Dare me” Megan Abbott).

Nikt, poza rodzeństwem. Tylko oni wiedzą kim jesteś i jaka jesteś, bo znają Cię od zawsze. Nic nie ukryjesz, bo nie da się przecież udawać nieustannie kogoś, kim w rzeczywistości się nie jest. Prawda o Tobie prędzej czy później ujrzy światło dzienne.

Olśnienie przychodzi dopiero po chwili.

Nie mam wyboru. Pierwszy raz w życiu tak naprawdę potrzebuję „koła ratunkowego”.

Dzwonię. Najwyżej nie odbierze. Odbiera. Wszystko wie, kiedy tylko wypowiadam pierwsze zdanie. Nic nie mówi, nie komentuje. Kończymy. Idę na dworzec kolejowy i czekam na pierwszy pociąg jadący na południe.
Wysiadam w Poznaniu.

Mino o nic nie pyta. Razem spędzamy kolejne dni, na zaledwie kilku metrach kwadratowych, namiętnie oglądając „Prison break”, odcinek po odcinku. W Sylwestra idziemy wspólnie obejrzeć pokaz sztucznych ogni.
Składając sobie nawzajem życzenia, Mino wypowiada tylko jedno zdanie: „A ja Ci życzę, żebyś była szczęśliwa”. Pamiętam je dokładnie, choć minęło ponad 15 lat, a moje życie wywróciło się całkiem do góry nogami.
Od tamtej grudniowej nocy stało się to już jakby normą. Pomagał, ratował, doradzał, słuchał…
Stał się najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie tylko wymarzyć.

Najsmutniejsze jest jednak to, że zazwyczaj mamy coś na wyciągnięcie ręki, ale najzwyczajniej
w świecie tego nie dostrzegamy. I jak to w życiu bywa, zaczynamy to doceniać dopiero wtedy, kiedy to utracimy. I jakkolwiek dziwnie to teraz zabrzmi: miałam i brata i siostrę i przyjaciółkę
w jednym. MIAŁAM MINO. To On wyszedł po mnie w nocy na dworzec. Wysłuchał, zaopiekował się, poświęcił czas…

Moi rodzice mówią, że od zawsze bardzo chciałam mieć siostrę. Takie marzenie – niespełnione, niestety. I może właśnie dlatego zrodziło się we mnie pragnienie „posiadania” przyjaciółki…
Szybko przywiązuję się do ludzi, ufam im i mimo życiowego doświadczenia i dojrzałości wynikającej z wieku, jestem wciąż nieco naiwna w kontaktach z nimi.
A może po prostu ich potrzebuję? Może ciągle chcę wierzyć, że człowiek jest z natury dobry?
Nie wiem.

Dziewczyn było kilka. Z każdą łączyła mnie inna więź, inna historia. Żadna z tych przyjaźni
nie przetrwała jednak do dzisiaj. Różne szkoły, różne studia, różne pasje i marzenia, a potem partnerzy, dzieci…
Życie wszystko weryfikuje.
Na prawdziwą przyjaciółkę przyszło mi poczekać dobre kilkanaście lat. Opłacało się jednak, bo zamiast jednej, pojawiły się trzy. Oczywiście nie wszystkie w tym samym momencie, ale niedługo po sobie.
Nasza przyjaźń zrodziła się podczas wspólnej walki o dobro własne i innych.

Kiedyś przeczytałam gdzieś, że przyjaźń między mężczyznami mierzy się nie tym, ile razem dobrego i ciekawego mogą przeżyć. Co tym, ile mogą dla siebie wytrzymać.

Dzisiaj myślę, że mogłaby to być prawda uniwersalna.

Dopiero cierpienie, z którym na co dzień przychodzi nam żyć, może określić w oczach innych to, kim jesteśmy. Ba, nawet dla nas samych jest to już dobry wyznacznik. I choć sama więź między nami zrodziła się jakby w otchłani, to jej historia nie jest naznaczona jedynie walką. Są w niej momenty wspólnych, pięknych wzruszeń, zaskoczeń, ciekawych i radosnych przeżyć, ale to właśnie cierpienie poddało ją próbie i sprawiło, że trwa.

Dokładnie tak samo życie obeszło się ze mną i Marnim. Utrata Mino uświadomiła mi, że nasza braterska przyjaźń jeszcze się nie skończyła. Nie zostaliśmy przecież sami. Mamy siebie nawzajem. Teraz tworzymy rzeczywistość tylko we dwoje, ale Mino ciągle jest przy nas, ciągle jest z nami. Ślad, jaki pozostawił po sobie w naszych sercach nie zatrze się nigdy, bo prawdziwa relacja, prawdziwe uczucie, prawdziwa przyjaźń, nie przestaje istnieć i nigdy się nie kończy.

Trwa nawet po śmierci…

To czyni ją prawdziwą.

Niektóre historie nie powinny się kończyć, ale życie toczy się inaczej. Wszystko ma w nim swój kres.
Cieszmy się każdą chwilą, jakby miała być ostatnią.” („Telefonistki”).

bella

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *