NEPAL cz.1

Nepal – inny świat. 

 

O tym, dlaczego musisz sięgnąć dna, by móc zacząć wszystko od nowa.

Sięgnąć dna, by móc się od niego odbić. Banał? Teraz, z całą pewnością, wiem, że nie.

Siedzę w ogrodzie, na drewnianej ławce, twarzą zwróconą do słońca. Pamięć jest wieczna. Wszystko, czego doświadczymy, co przeżyjemy, nasze wspomnienia… To wszystko jest wieczne. To łatwe. Wystarczy zamknąć oczy.

Znika ogród, słońce nadal dotyka mojej twarzy, tylko teraz, jakby intensywniej. Siedzę niby tak samo, na drewnianej ławce, ale przede mną zamiast winobluszczu widzę majestatyczne, budzące zarazem grozę, ciekawość i podziw – Himalaje. Za plecami „wyrósł” olbrzymi posąg Buddy.

Myśli błądzą swobodnie po wszechświecie. Wiatr przywiał nagle tysiąc pytań.
Czuję obecność Michała. Rozmawiamy.

Uświadamiam sobie, że nie mam już marzeń, że moje życie dąży donikąd, niczego nie pragnę, poza spotkaniem z młodszym bratem, którego tak brutalnie mi odebrano. Moje życie straciło sens w ciągu zaledwie 10 minut, 13-tego, w piątek, przy przepięknej pełni księżyca.

O ironio! … też na takiej drewnianej ławce.

„… and nothing else matters…” (Metallica)

Mogę żyć już tylko wspomnieniami. Dni życia miną i prędzej czy później skończy się to wszystko.

Magia chwili… Niech się nie kończy. Niech trwa wiecznie. Chcę zastygnąć tutaj, jak ten Budda. Chcę zostać tu na zawsze. Łzy same płyną po policzkach…

Utraciłam wiarę w sens. Właściwie to utraciłam wiarę w cokolwiek…

Słuchaj, dziecko, człowiek najniżej upada, gdy nad sobą płacze” (T. Gulbranssen)

Jak zatem odnaleźć w sobie odwagę i siłę, żeby móc odbić się od tego dna?

I jak w piosence: „Jak pokonać w sobie gniew, by lepszym się stać? Dokąd iść, gdy nie ma dokąd pójść?”
Czy to przeznaczenie mnie tu przywiodło? Widocznie taki był plan.

Będąc w Nepalu na wyjeździe paralotniowym rok wcześniej, Marni już wiedział, że musi tu jeszcze wrócić. Więc kiedy nadarzyła się okazja, nie wahał się ani sekundy. W przeciwieństwie do mnie.

Często tak jest, że rezygnujemy z siebie, dla, jak nam się wówczas wydaje, „wyższych celów”.

Ze względu na koszty, oczywiście te materialne i te niematerialne, na pracę, na dzieci czy partnera, na zobowiązania. Zapominamy, że choć czasem na pozór egoistyczne robienie czegoś „tylko dla siebie”, tak naprawdę w rezultacie przynosi korzyści nie tylko dla nas samych, także dla osób, z którymi żyjemy, dla tych z naszego najbliższego otoczenia. I te niekończące się wymówki. Strach przed wyjściem ze swojej „strefy komfortu”. A później rozczarowanie własną postawą i gniew na cały świat.

Nie jadę. Nie mogę.
Za daleko, za długo, za drogo…
Nie ma mowy! To nie dla mnie!

Marni czeka. Nie naciska.
Dni mijają. Nie mogę spać.
I nagle, jak zawsze, niespodziewanie – jedna rozmowa telefoniczna, jedno kliknięcie, rezerwujące bilet lotniczy do Nepalu, i już… po strachu, dokonało się…
Decyzja, jakby podjęła się sama.
Decyzja, która miała odmienić moje życie, ale tego wtedy jeszcze nie mogłam wiedzieć.

Zostało oczekiwanie. Z każdym dniem coraz bardziej intensywne.

28 luty – Katmandu
Pierwsze wrażenie? Hm… Lotnisko, małe, obskurne, zakurzone, przepełnione ludźmi. Chaos.

I ten zapach, wielowymiarowy, nie do opisania.
Jest mi słabo. Kręci mi się w głowie.
Wypowiadam do Marniego swoje pierwsze zdanie: „Chyba zwymiotuję”.

Taksówka. Jedziemy do hotelu. Ruch lewostronny. Ulice przepełnione pieszymi i pojazdami, począwszy od rowerów, rykszy, tuk-tuków, po auta osobowe, ciężarowe i swobodnie chodzące między tym wszystkim krowy. Na pieszych nikt nie zwraca uwagi. Przemykają przez szeroką jezdnię na własną, czasami wręcz szaloną, odpowiedzialność…

Nie patrzę przed siebie. Nie mogę. Nie daję rady. Patrzę przez okno, w stronę lewego pobocza. Obserwuję domy i ludzi.
W uszach bębni pytanie: Co ja tutaj robię? Czy naprawdę można zakochać się w tym miejscu? Serio?

Jak to jest możliwe, że turyści odnajdują się w tym niekończącym się chaosie? Czego tu doświadczają i jak bardzo musi być to intensywne, że chcą tu wracać, że tu wracają?

Hotel – chwilowe otępienie.
Ale nie ma czasu. Grupa czeka. Zaplanowane zwiedzanie. Szybka kawa w ogródku nieopodal hotelu. Wyruszamy.

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *