Jest taki moment… moment próby
|Niektórzy mówią, że życie składa się z momentów i myślę, że może być w tym wiele racji. Są takie momenty, które łączą się w dłuższe chwile, ale są też i takie, które trwają kilka sekund a są dla nas naprawdę ważne. Choć bywają trudne, bo określają one kim jesteśmy. A nie zawsze godzimy się z tym, kim jesteśmy (dlatego wszelkiego rodzaju testy psychologiczne podlegają często myśleniu życzeniowemu – wypełniający pisze jak chciałby, żeby było a nie jak faktycznie jest).
Mt Cook nie jest szczególnie wysoki, choć jest to najwyższy szczyt w Nowej Zelandii. Mierzy 3724 m nad poziom morza i otoczony jest lodowcami. Grupa wspinaczy szła wytyczoną trasą ku jego szczytowi. Wycieczkę zaplanowali dużo wcześniej, przyjechali do Nowej Zelandii, opłacili przewodnika, tragarzy, pozwolenia, sprzęt. Na kilka miesięcy przed wejściem przygotowywali się intensywnie do zdobycia tego szczytu. Powyżej poziomu, w którym zaczynały się mrozy, napotkali na swojej drodze człowieka. Siedział przemarznięty do kości i nie miał siły iść w dół. Grupa zdecydowała jednak, że pójdą na szczyt, tak jak zaplanowali a mężczyźnie pomogą w drodze powrotnej. Ekipa wchodząca wyszła z założenia, że w górach każdy jest zdany wyłącznie na siebie i za siebie odpowiada (na rękę takie myślenie). Po jakimś czasie faktycznie wracają i faktycznie ponownie spotykają mężczyznę. Z tą jedną różnica, że mężczyzna już nie żyje. Zamarzł.
Są takie momenty w życiu, że bardzo trudno jest wykonać pewną akcję. Niektórzy ludzie mówią, że chętnie wspomagaliby różne charytatywne instytucje finansowo, jak tylko mieliby trochę więcej pieniędzy. Inni twierdzą, że chętnie by pomogli komuś, gdyby tylko mieli więcej czasu. Jeszcze inni pobawiliby się z dziećmi, gdyby nie fakt, że są potwornie zmęczeni.
Albo klasyk. Jedziesz rano samochodem do pracy i już wiesz, że jesteś spóźniony na spotkanie. Czy dajesz sobie wtedy przyzwolenie na to, że akurat w tej danej chwili nie wpuszczasz samochodów z innego pasa przed siebie? Normalnie to robisz, ale akurat w tej sytuacji mówisz: mam prawo go nie wpuścić, dziś ja się spieszę. Albo czasem znajdziesz się w kiepskiej sytuacji finansowej. Może nie dostałeś premii, na którą liczyłeś, może zostałeś zwolniony z pracy. Chciałbyś dać na jakąś fundację, ale nie dajesz. Mówisz sobie: „w tej chwili to ja potrzebuję pieniędzy“. Albo jesteś zmęczony po całym dniu i ktoś prosi Cię o pomoc. Odmawiasz. Dajesz sobie do tego prawo, bo „dziś to ja potrzebuję, żeby mnie ktoś wyręczył“.
To są te momenty w życiu, które wystawiają Twoje wartości na prawdziwą próbę. Nie jest problemem dać komuś trochę kasy, jeśli ma się jej tyle, że nie zauważy się, że się dało. Nie jest problemem wpuścić kogoś przed siebie samochodem, jeśli i tak nie zrobi to różnicy, bo jak dojedziesz na miejsce to i tak będziesz musiał czekać. Nie jest problemem komuś pomóc, jak nie ma się nic lepszego do roboty i w zasadzie się trochę człowiek nudzi. I choć sam akt wykonania czegoś jest dla drugiej osoby taki sam (bo w obu przypadkach pomożesz), to chodzi o nieco inne wartości. To robi różnicę dla nas samych.
Przebiegłem w życiu kilka maratonów. Mówi się, że maraton zaczyna się po 30 kilometrze. Czasem zaczyna się nawet po 35 km. Ci co nigdy nie biegli maratonu nie zrozumieją jak można przebiec 35 km i nie przebiec tych ostatnich 7 km? Zauważam tu pewną analogię. Po 35 km organizm jest tak wyczerpany, że przebiegnięcie tych ostatnich 7 km to jest NAPRAWDĘ walka ze sobą. To jest moment próby. Nie jest problemem przebiec 7 km „na świeżo“. Ale przebiec 7 km gdy w ciągu ostatnich 3h cały czas biegłeś, straciłeś ponad 3000 kalorii (czyli więcej niż dzienna suma kalorii ze wszystkich posiłków dorosłego człowieka) i jesteś potwornie zmęczony – to jest coś. Odległość zaledwie kilku kilometrów oddziela biegacza od maratończyka, oddziela normalną rzecz od ponadprzeciętnego wyczynu.
Moment próby. Nie polega on na tym, by robić coś wtedy, kiedy Ci nie zależy. Polega na tym, żeby robić coś, jak w danej chwili zależy Ci na czymś innym.
Ktoś może zapytać jak się ma to do tego, że najpierw samemu trzeba być szczęśliwym i w dobrej kondycji, żeby móc pomagać innym. Co z twierdzeniem, że samemu trzeba stać dobrze na dwóch nogach, by mieć siłę nieść pomoc?
Odpowiedź jest dość prosta (jak większość rzeczy, gdy się ich nie komplikuje). To właśnie dzięki takim momentom stajesz się silniejszy i szczęśliwszy. To właśnie takie momenty są dla Ciebie. To one tworzą Twoje wartości o to, kim jesteś. A im wyżej jest poprzeczka, im trudniejsza jest próba, tym mocniejszy stajesz się na przyszłość. Bo sokoro zrobiłeś jakąś rzecz pomimo bardzo niesprzyjajacych warunków, to zrobisz ją z łatwością w każdych innych warunkach. Z drugiej zaś strony czasem zbyt łatwo ulegamy iluzji naszych potrzeb lub traktujemy je jako wymówkę do kultywowania prokrastynacji.
Kwestia wyboru czy chcesz być człowiekiem, który zdobył Mt Cook i nie skorzystał z pomocy człowiekowi w potrzebie, czy też taka osobą, która nigdy go nie zdobyła ale uratowała komuś życie. Czy wolisz spóźnić się 5 minut na spotkanie w pracy i nie pomóc komuś, kto potrzebuje zmienić pas ruchu, czy też spóźnić się 7 minut i mu pomóc. Zastanów się nad wartością obu tych wyborów dla Ciebie. Bo chodzi o Ciebie, nie o tych którym pomagasz.