mino.lv http://mino.lv Blog o samorozwoju, eksperymentach i poszerzaniu horyzontów. Wed, 16 Apr 2025 13:47:55 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.6.14 Muzyka pomaga nam sie wyrazić, być, i trwać http://mino.lv/muzyka-pomaga-nam-sie-wyrazic-byc-i-trwac/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=muzyka-pomaga-nam-sie-wyrazic-byc-i-trwac http://mino.lv/muzyka-pomaga-nam-sie-wyrazic-byc-i-trwac/#disqus_thread Wed, 16 Apr 2025 13:23:33 +0000 http://mino.lv/?p=436 Don’t try to fix me, I’m not broken

Amy Lee przyszła na świat 13 grudnia 1981 roku jako najstarsza z pięciorga rodzeństwa. Już od najmłodszych lat zafascynowana była muzyką — szczególne miejsce zajmowało pianino, na którym zaczęła grać, gdy była jeszcze dzieckiem.

W wieku jedenastu lat zaczęła pisać i nagrywać własne piosenki. Dwa lata później, mając trzynaście lat, poznała na młodzieżowym obozie gitarzystę Bena Moody’ego. Ta przypadkowa znajomość okazała się początkiem czegoś wyjątkowego — wspólnie założyli zespół, który później przeszedł do historii muzyki rockowej. Evanescence, powstał z ich wspólnej  inicjatywy w 1994 roku i przez kolejne dwanaście lat Amy i Ben tworzyli muzykę, która trafiła do milionów serc. Ich drogi ostatecznie rozeszły się w 2006 roku, ale to właśnie w tym wcześniejszym okresie powstały największe hity grupy — wiele z nich Amy napisała będąc jeszcze nastolatką, w czasie gdy sama przechodziła burzliwy okres dojrzewania i dorastania. Fallen to wg mnie ich najlepszy, najautentyczniejszy album. To właśnie ta autentyczność i emocjonalna szczerość sprawiły, że piosenki Evanescence tak silnie rezonowały z młodymi ludźmi. Amy wspominala lata później, że mając już 34 lat, śpiewanie utworów, które napisała jako nastolatka, jest dziwnym, wręcz surrealistycznym doświadczeniem. Wiele z ich znaczeń z biegiem lat ewoluowało — interpretacje się zmieniły, emocje dojrzały — ale część przekazu pozostała niezmienna, ponadczasowa.

Evenascence ma wiele utworów które naprawdę lubię i ktore sa czescia mojego dorastania. Dwie zajmują szczególne miejsce.

My Immortal

„My Immortal” to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i poruszających utworów grupy. Utwór został napisany przez Bena Moody’ego, później częściowo zmodyfikowany przez Amy Lee, która dodala fortepian i wokal. Wczesna wersja piosenki powstała już w latach 90., zanim zespół zyskał sławę, a jej ostateczna forma trafiła na debiutancki album Fallen z 2003 roku. Utwor jest o bólu po stracie, niekoniecznie fizycznej śmierci, ale również emocjonalnym odejściu kogoś bliskiego. Moody sam przyznał, że tekst dotyczy fikcyjnego powiernika, wyimaginowanej osoby, która reprezentuje wspomnienie, cień, echo kogoś, kto kiedyś miał ogromne znaczenie. Niemniej jednak, siłą tego utworu jest jego uniwersalność. Fani mogą łatwo odnieść przeslanie do własnych doświadczeń i utożsamiają tekst z osobistymi przeżyciami: utratą ukochanej osoby, końcem związku, żałobą czy samotnością.

Amy Lee wniosła do kompozycji swój własny, subtelny dramatyzm — delikatny, ale przejmujący wokal i klasyczne partie fortepianowe sprawiły, że „My Immortal” zyskało wyjątkową głębię. Jej interpretacja wzmacnia temat emocjonalnej traumy, która nie daje o sobie zapomnieć, nawet jeśli upłynął czas. Jak sama mówiła w wywiadach, piosenka ma charakter „ducha przeszłości”, który nie chce odejść, a tekst: „These wounds won’t seem to heal, this pain is just too real” stał się dla wielu ludzi symbolem emocjonalnego paraliżu po stracie. Mamy minimalistyczny aranż i przez większość czasu słyszymy tylko fortepian i wokal, które budują napięcie. W końcówce dołącza pełna orkiestra. Nadaje to dramatyzmu: emocje, przez długi czas tłumione, nagle wybuchają z całą siłą.

Moj niesmiertelny – albo „Duch przeszłości”

tutaj jest oryginalny tekst

My Immortal

Jestem zmęczona byciem tu
Duszona przez wszystkie moje dziecięce lęki
A jeśli musisz odejść
To proszę — po prostu odejdź
Twoja obecność wciąż tutaj trwa
I nie zostawi mnie w spokoju

Te rany się nie goją, ten ból jest zbyt prawdziwy
Zbyt wiele, by czas mógł to zagoić

Gdy płakałeś — ocierałam twoje łzy,
Gdy krzyczałeś — przeganiałam twoje strachy
Trzymałam cię za dłoń przez te wszystkie lata
Ty wciąż masz całą mnie

Zachwycałeś mnie blaskiem swego światła
Teraz więzi mnie życie ktore po tobie zostało
Nawiedzasz moje sny, ktore kiedyś były ciche
Twój głos wypędził ze mnie całą moją jasność umysłu

Te rany się nie goją, ten ból jest zbyt prawdziwy,
Zbyt wiele, by czas mógł to zagoić

Gdy płakałeś — ocierałam twoje łzy,
Gdy krzyczałeś — przeganiałam twoje strachy
Trzymałam cię za dłoń przez te wszystkie lata
Ty wciąż masz całą mnie

Tak bardzo chciałam uwierzyć, że już cię nie ma
Choć wciąż jesteś ze mną — ja przez cały czas byłam sama

 

Hello

„Hello”

tutaj oryginalny tekst.

Hello,

Dzwonek na przerwie znów rozbrzmiewa
Deszczowe chmury przyszly znowu sie pobawic
Nikt ci nie powiedzial? Ona nie oddycha
Witaj, jestem twóim umysłem
Mozemy porozmawiac
Witaj

Jeśli się uśmiechnę, i nie bede w nic wierzyc
To może obudzę się z tego snu
Nie próbuj mnie naprawiać — nie jestem zepsuta
Witaj! Jestem kłamstwem, które żyje po to 
Byś ty mogła się schować
Nie płacz

Nagle wiem ze to nie sen
Witaj! Ja wciąż tu jestem
Z tym co pozostalo z wczorajszego dnia

 

Hello to jeden z najbardziej osobistych utworów Amy. Znajduje się na debiutanckim albumie Fallen. W przeciwieństwie do większości piosenek z tej płyty, nigdy nie został wydany jako singiel, ani nie był wykonywany na żywo. Piosenka tez nie ma oficjalnego teledysku. Piosenka została napisana niemal w całości przez Amy Lee, i opowiada o jednym z najbardziej traumatycznych wydarzeń w jej życiu — śmierci jej młodszej siostry, która zmarła nagle, gdy Amy miała zaledwie sześć lat (jej siostra miała wówczas trzy lata). Ten bolesny epizod pozostawił trwały ślad. Jak sama przyznaje, był jednym z kluczowych impulsów, które ukształtowały jej emocjonalną i muzyczną wrażliwość. „Hello” jest piosenką pełną ciszy, przestrzeni i bólu, które nie potrzebują głośnych krzyków ani mocnych riffów, by oddziaływać z siłą na innech. Tekst przepełniony jest symboliką osamotnienia, odrętwienia i wyparcia — emocji, które pojawiają się w obliczu traumy, zwłaszcza gdy przeżywa ją dziecko.

Pierwsze wersy: „Playground school bell rings again / Rain clouds come to play again” sugerują, że mamy do czynienia z próbą przepracowania wspomnień z dzieciństwa. Plac zabaw i dzwonek szkolny są zestawione z ponurym deszczem — to połączenie niewinności i przygnębienia, sugerujące niewyrażony żal. Dziecko nie do końca rozumie, co się stało, a jednocześnie instynktownie czuje, że coś zostało bezpowrotnie utracone. Tytułowe „Hello” to powitanie, które nie doczeka się odpowiedzi. Próba skontaktowania się z kimś, kto już nigdy nie odpowie. W tym sensie utwór działa na wielu poziomach: jako lament, jako rozmowa z utraconym bliskim, ale też jako wewnętrzny dialog z własnym dziecięcym ja, próbującym pojąć sens straty. W wywiadach Amy wielokrotnie podkreślała, że nigdy nie zaśpiewała tej piosenki na żywo, ponieważ emocjonalny koszt byłby zbyt wysoki. To nie jest utwór do publicznych występów — to swoisty pomnik żałoby, bardzo intymny i bardzo bolesny. Smierc mlodszej siostry to nie jedyne tragiczne wydazenie. Pozniej umarl również jej mlodszy brat, w wieku 24 lat, ktory przez cale zycie borykal sie z epilepsja.

]]>
http://mino.lv/muzyka-pomaga-nam-sie-wyrazic-byc-i-trwac/feed/ 0
W pamięci http://mino.lv/w-pamieci/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=w-pamieci http://mino.lv/w-pamieci/#disqus_thread Mon, 02 Oct 2023 15:29:35 +0000 http://mino.lv/?p=430 Czas płynie. W tym roku wiele się wydarzyło. Musze ci kiedyś napisać. Dzieci rosną.

13 września byłem u ciebie. Z Izą. Prawie padało.

Niedawno odkryłem piosenkę, która byla nagrana prawie 20 lat temu. Posluchaj. Spodobałaby Ci się.

Słowa piosenki – In Loving Memory by Alter Bridge

Dziękuję za wszystko, co robiłeś
Tęsknię za tobą już tak długo
Nie mogę uwierzyć, że cię już nie ma
Wciąż żyjesz we mnie
Czuję cię w podmuchach wiatru
Wciąż mnie prowadzisz
Nigdy nie znałem uczucia samotności tak głęboko, jak teraz
Bo twój dom był zawsze otwarty, był moim schronieniem
Zawsze czekałeś tam na mnie
Ale teraz jak wracam to tęsknię za twoją twarzą
Zawsze uśmiechniętą
Zamykam oczy, żeby cię zobaczyć
I wiem, 
że jesteś ze mną
I twoja piosenka uwalnia mnie
Śpiewam ją, gdy czuję, 
że nie mogę się utrzymać
Śpiewam dzisiaj wieczorem, 
bo to mnie pociesza
Niosę ze sobą rzeczy, 
które przypominają mi o tobie
W pamięci tak prawdziwej, zawsze autentycznej osoby 
Byłeś tak pomocny, jak tylko mogłeś być
I mimo że cię już nie ma
Wciąż dla mnie bardzo wiele znaczysz
Nigdy nie doświadczyłem uczucia samotności tak głęboko, jak teraz
Bo zawsze byłeś przy mnie 
Zawsze twój dom był moim schronieniem, 
czekałeś tam na mnie
Ale teraz wracam do Ciebe,
i to już nie jest tak samo
Czuję się pusty i sam
Nie mogę uwierzyć, że cię już nie ma
I wiem, że jesteś ze mną
I to twoja piosenka uwalnia mnie
Śpiewam ją, gdy czuję, że nie mogę już wytrzymać
Śpiewam dzisiaj wieczorem, 
bo to mnie pociesza
Cieszę się, że uwolniłeś się od smutku
A ja i tak będę cię kochać bardziej jutro

I będziesz ze mną nadal
Wszystko, co robiłeś, robiłeś tak autentycznie
I zawsze znajdowałeś sens i radość

I zawsze będziesz
I zawsze będziesz
I zawsze będziesz

]]>
http://mino.lv/w-pamieci/feed/ 0
Trzeci rok http://mino.lv/trzeci-rok/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=trzeci-rok http://mino.lv/trzeci-rok/#disqus_thread Tue, 13 Sep 2022 09:32:14 +0000 http://mino.lv/?p=424 Cześć Brachu. Mija właśnie trzeci rok.

Ludzie wokół pomogli mi, szczególnie zaraz po. Jeden znajomy w pracy powiedział mi że potrzeba 3 lata żeby się pozbierać. Wtedy kiedy mi to mówił była to dla mnie abstrakcja. Czarna przepaść w która wpadłem 3 lata temu wydawała się nie mieć dna, rozpacz nie mieć końca, i perspektywa, że coś będzie lepiej 3 lata później wydawała się bez sensu, niemożliwa. W pewnym sensie, patrząc wstecz, wydaje mi się że on mnie zaprogramował żebym się przygotował na „pozbieranie się” w trzy lata. No i owe 3 lata minęły. Pozbierałem się? Chyba nie całkiem. Drugi znajomy, który stracił siostrę, powiedział ze ból nigdy nie mija, ale ze można się do niego przyzwyczaić. Oboje mieli racje. Jest lepiej i przyzwyczaiłem się do bólu. Skóra mi stwardniała. Mniej płaczę, więcej się cieszę. Trochę inaczej patrzę na życie, na swoje życie, i na życie innych. Chyba poszerzyła mi się perspektywa, i życie wydaje mi się dużo bardziej podróżą z jasno zdefiniowanym początkiem i końcem. Nie tylko dla mnie – dla wszystkich. A nie jak wcześniej, jako wielka przygoda która nigdy nie ma końca. Przemyślenia napisane wcześniej są ciagle aktualne. Intensywność negatywnych emocji się trochę ustabilizowała i uspokoiła.

Przegapiłeś COVID i inwazje na Ukrainę. Prawie 2 lata ostrych restrykcji w podróżach no i teraz absurd i dramat wojny na Ukrainie. Czasami myślę o tym ze nie oglądałeś wiadomości wcześniej – muszę ci powiedzieć ze wiadomości 3 lata temu nie były aż tak absurdalne i tak koszmarne jak teraz.

Nie udało nam się zrobić wspólnego wypadu na rowery tym razem. Mieliśmy za to dość długie, wspólne wakacje – góry, jeziora, wędrówki, lodowce, nowe miejsca. Nowe hobby – po tym jak zainicjowałeś „wyjazdy z dmuchanym kajakiem”, technologie się posunęły i SUPy stały się bardziej dostępne i bardziej uniwersalne. Można je stosować do pływania trochę tak jak na kajaku, i można tez pływać z żaglem. Dostarczają dużo frajdy jak się jest nad wodą.

W domku ok. Maja jeździ na koniu, Kuba się rozwija, i można rzec mężnieje. Kasia zabiegana. Super jest być czasami z nimi – szkoda że tak rzadko.

Czekam aż zrobisz kolejna niespodziankę i niezapowiedziany, nieoczekiwanie pojawisz się u nas w domu. Zrobiłeś to kiedyś i przecież możesz to znowu powtórzyć. Czekam aż pobiegniemy znowu razem albo pójdziemy na rower. Brakuje motywatora. Czasami też brakuje coach’a. Za mało pisałeś – przydałyby się teraz twoje przemyślenia i metody. Szkoda że nie napisałeś więcej książek.

]]>
http://mino.lv/trzeci-rok/feed/ 0
Drugi rok http://mino.lv/drugi-rok/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=drugi-rok http://mino.lv/drugi-rok/#disqus_thread Mon, 13 Sep 2021 23:38:19 +0000 http://mino.lv/?p=417 Cześć Brachu,

Drugi rok. Nigdy nie podejrzewałbym że jedną z najważniejszych dat która wryje się w moją świadomość to będzie to. Nikt tego nie podejrzewał. No ale się wryła. Pulsuje jak fala, regularnie. I zbiera się, i uderza z siłą tsunami. Niewiele chyba tak naprawdę mogę dodać do tego co napisalem rok temu. Niewiele się zmieniło.

Trochę to dziwne, czasami mam uczucie jakbym był szczęściarzem który przeżył wypadek, którego mogłem nie przeżyć. Wypadek w którym byliśmy oboje. Razem. Wypadek z którego to ja uszedłem z życiem, a ty nie. Nie wiem dlaczego.

Świat jest dziwny. Nie jest w ogóle taki jaki myślałem że jest. Nie jest aż tak bardzo przyczynowo skutkowy jakbyśmy chcieli żeby był. Jest bardziej splotem przypadków z których za wszelką cenę staramy się wydobyć logikę i sens. Utworzyć spójną historię. A może nie ma spójnych historii?

Mniej płaczę. Troche lepiej radze sobie z bólem. Czasami potrafię się cieszyć.

Więcej latam. Robię postępy i sprawia mi to dużą frajdę. Pomaga się wyłączyć. Cieszyć. Przestać myśleć i stać się czymś jednym z wiatrem. Z elementem natury. Jest tam i logika i losowość. Są przyczyny i są skutki, ale jest też kontakt ze światem który jest dziwny, losowy, spontaniczny.

Aha! Z dobrych wieści to mimo restrykcji itd, wyobraź sobie, udało nam się wyrwać do Świeradowa cała ferajną w tym roku! Serio – byliśmy w dużej paczce! Konrada zabrakło – był trochę za mały na rower. Może za rok się uda. A Hubert klasycznie przeleciał przez kierownicę i zatrzymał się na drzewie! Trochę się wystraszył ale było OK. Było super – jeden dzień, i mnóstwo wrażeń. Elektryki wyrównały zabawę dla wszystkich i daliśmy radę.

 

 

]]>
http://mino.lv/drugi-rok/feed/ 0
Spieszmy się kochać ludzi… http://mino.lv/spieszmy-sie-kochac-ludzi/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=spieszmy-sie-kochac-ludzi http://mino.lv/spieszmy-sie-kochac-ludzi/#disqus_thread Fri, 25 Dec 2020 16:21:32 +0000 http://mino.lv/?p=411 Spieszmy się kochać ludzi – o tym, że niczego nie warto odkładać na później.

Lądek Zdrój 2017 rok. Zimowe ferie. Jaskinia Niedźwiedzia.

Zwiedzam.

Przy wyjściu niespodziewanie wpada mi w ręce folder oferujący zwiedzanie jaskini na ekstremalnej trasie – podobno jedynej takiej trasie w Polsce – i zobaczenie jej oczami speleologa.
To oferta dla osób chcących na chwilę wcielić się w rolę grotołaza i podążyć śladami pierwszych odkrywców. Odważni pod opieką członków Sekcji Speleologicznej wyposażeni w kombinezony, kaski i oświetlenie mogą zejść na dno Wielkiej Szczeliny, spróbować swoich sił w zaciskach, trochę się powspinać. Dwa warunki to bycie szczupłym i wysportowanym (tak podaje folder) 😉

W jednej chwili wiem, że jest to konkretny pomysł, dla konkretnej osoby.
Brakuje tylko jeszcze konkretnej okazji…

Idea zakiełkowała. Zaczęłam dopasowywać pozostałe puzzle.

Wymyśliłam, że będzie to idealny prezent na 40-ste urodziny.

Wiedziałam też, że potrzebny będzie kompan – bo doświadczając czegoś w pojedynkę nie możemy podzielić się naszą radością, a przeżywając coś z druga osobą, przeżywamy to jakby podwójnie.

Wybrałam Mariusza. On też tak bardzo lubi wyzwania, no i jest zdecydowanie bardziej odważny niż ja.

A poza tym będzie to taka męska przygoda.

Byłam podekscytowana. Cieszyłam się, że znalazłam coś wyjątkowego, dla kogoś wyjątkowego, na wyjątkową okazję. Coś, czego Mino jeszcze nie doświadczył, na co sam może nigdy by nie wpadł.

Problemem był jedynie czas. 40-ste urodziny Mino miał obchodzić dopiero za trzy lata…

Pamiętam swoje zdziwienie, kiedy Kasia pewnego roku zorganizowała dla Mino tzw. przyjęcie niespodziankę. Dokładnie taką, jaką zazwyczaj organizuje się na 30-ste urodziny, albo inne okrągłe. Kasia jednak ku zaskoczeniu gości zaaranżowała spotkanie wszystkich przyjaciół Mino na Jego 28 urodziny. Nie chciała czekać.

Ja jednak, zdyscyplinowana, postanowiłam zaczekać.

Nie wyjawiam chłopakom swojej tajemnicy. Niespodzianka pozostaje w ukryciu. Nie jest mi łatwo „się nie wygadać”. Ale to jeszcze tylko jeden rok, no może nieco więcej. Nadal bardzo się cieszę, a nawet bardziej, bo z każdym dniem jest coraz bliżej.

Niech przeżyją to we dwójkę! Niech zwiedzą jaskinię razem! Takie wyzwanie. Taka przygoda. Kolejne wspólne wspomnienia.

Mija kolejny rok. Magiczna 40-stka zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze tylko miną wakacje i zacznę wcielać swój plan w życie.

Ale magiczna 40-stka już nigdy nie nadchodzi. Świętujemy ją, stojąc przy Jego grobie, w dodatku, w okrojonym przez kolejną tragedię, składzie…

Odłożyłam swoją niespodziankę. Niespodziankę, która już nigdy nie miała mieć możliwości zaistnieć. Odłożona, przestała znaczyć cokolwiek.

Gdybym wówczas wiedziała.

Gdybym postąpiła jak Kasia.

Może Mino miałby szansę doświadczyć czegoś nowego, z całą pewnością nietuzinkowego. Może Oboje mieliby szansę na jeszcze jedną braterską przygodę.

Każda okazja jest wystarczająco dobra i właściwa, żeby coś lub kogoś uczcić. Nigdy nie powinniśmy czekać na tą, jak nam się wydaje, specjalną. Ona może nigdy nie nadejść.

Żyjmy tu i teraz. Od tak. Po prostu.

25.12.2020 – Michala 40-ste urodziny.

]]>
http://mino.lv/spieszmy-sie-kochac-ludzi/feed/ 0
Pierwszy rok http://mino.lv/pierwszy-rok/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=pierwszy-rok http://mino.lv/pierwszy-rok/#disqus_thread Sun, 13 Sep 2020 17:17:06 +0000 http://mino.lv/?p=395

Michał

Czyjś syn. Czyjś brat, mąż. Tatuś. Przyjaciel.

Dla każdego z nas Michał był kimś. Kimś ważnym. Kimś potrzebnym. Kimś kto nas dotknął. Kimś kto pozostawił swój ślad, znak. Tym którzy kochali go najwiecej pozostawił olbrzymia pustkę. Dziurę.

Kim był Michał, kiedy był sam? Kim był dla siebie? Kim naprawde był? O czym marzył? Czego pragnał? Jak sam wyobrażał sobie swoje życie? Jakby je zmienił gdyby mógł sam przewidzieć, zobaczyć je w całości.

 

Rok

W pewnym sensie nie dociera do mnie to że odszedł. Może nigdy nie dotrze. Przecież jest. Często z nim rozmawiam. Pomaga mi. Zawsze mi pomagał. Teraz też pomaga. Czemu nie dzwoni? Czemu nic nie pisze? Może pojechał w długą podróż, gdzieś daleko… I na razie nie ma zasięgu…

Jak pożegnać kogoś kogo się zna od urodzenia? Od 39 lat? Z kim było się wspólnie całe życie? Pożegnać? Na zawsze? To nie jest możliwe…

Teraz wiem że żałobę każdy przeżywa sam. W samotności. Można razem płakać, razem wspominać, rozmawiać. Można podzielić się bólem z przyjacielem, który zrobi smutną minę, wspomoże. Powie coś ciepłego. Miłego. Z bliskimi można tylko trwać we wspólnym bólu. W pustce. Żałoba to coś bardzo osobistego i intymnego. Nie da się tego przeżyć wspólnie. Tak naprawdę podzielić się tym bólem z kimś się nie da. Bardzo bym chciał, i, to właśnie z Mino chciałbym się tym podzielić. Jak zawsze. W dobrych i złych chwilach, był tym który zawsze wspierał, zawsze był, zawsze rozumiał i czuł.

]]>
http://mino.lv/pierwszy-rok/feed/ 0
PRZYJAŹŃ – slogan czy realne uczucie? http://mino.lv/przyjazn-slogan-czy-realne-uczucie/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=przyjazn-slogan-czy-realne-uczucie http://mino.lv/przyjazn-slogan-czy-realne-uczucie/#disqus_thread Fri, 10 Jul 2020 21:02:21 +0000 http://mino.lv/?p=391 PRZYJAŹŃ – slogan czy realne uczucie?
A jeśli istnieje, to czy może się skończyć?

Jestem tu. O każdej porze dnia i nocy. Dzwoń, jak tylko będziesz czegoś potrzebować.” – Ile razy każdy z nas słyszał w swoim życiu takie zdania? Zapewne nie raz. Podobnie jak ja.

26 grudnia 2005 rok. Obcy dom. Obce miasto. Obcy mi ludzie. Środek nocy.
Koszmarna awantura, która w parę chwil ma zmienić na zawsze całe moje misternie wymyślone dorosłe życie (ale o tym jeszcze wówczas nie wiem).
Wybiegam na ulicę, bo wewnętrzna potrzeba ucieczki jest tak silna, że nie potrafię nad nią zapanować. Biegnę przed siebie. Męczę się po chwili. Zwalniam. Zaczynam iść. Puste ulice.
Bardzo chciałabym z kimś porozmawiać. Rodziców nie chcę jednak martwić. Szczególnie taty. Ma przecież chore serce.
W głowie pojawiają się imiona osób, do których teoretycznie mogłabym zadzwonić. W kontaktach telefonu mam zapisanych mnóstwo nazwisk.

No tak, patrzę na zegarek. Jest bardzo późno. Święta Bożego Narodzenia.

Bezradność mnie obezwładnia.

Uświadamiam sobie, że tak naprawdę w chwilach życiowej próby, w chwilach prawdziwego życiowego dramatu, nie bardzo jest do kogo zadzwonić…

Trenerka powiedziała nam kiedyś, że każda kobieta nosi maskę. Tak stawiamy czoło światu i sobie nawzajem. Maska to obietnica perfekcji. Skrywa nasze wady… Nie pozwól – mówiła, by maska opadła, chyba, że masz drugą pod spodem… Uczynna córka, szczęśliwa żona, oddana matka. Wszystkie nosimy te maski. Cały czas. Wszystko jest na miejscu. Zwłaszcza uśmiech. Nie znika ani na chwilę. Musisz być silna. Musisz być czujna. I najważniejsze – nie daj się zdemaskować. Nikt nie chce widzieć, jaka jesteś naprawdę.” („Dare me” Megan Abbott).

Nikt, poza rodzeństwem. Tylko oni wiedzą kim jesteś i jaka jesteś, bo znają Cię od zawsze. Nic nie ukryjesz, bo nie da się przecież udawać nieustannie kogoś, kim w rzeczywistości się nie jest. Prawda o Tobie prędzej czy później ujrzy światło dzienne.

Olśnienie przychodzi dopiero po chwili.

Nie mam wyboru. Pierwszy raz w życiu tak naprawdę potrzebuję „koła ratunkowego”.

Dzwonię. Najwyżej nie odbierze. Odbiera. Wszystko wie, kiedy tylko wypowiadam pierwsze zdanie. Nic nie mówi, nie komentuje. Kończymy. Idę na dworzec kolejowy i czekam na pierwszy pociąg jadący na południe.
Wysiadam w Poznaniu.

Mino o nic nie pyta. Razem spędzamy kolejne dni, na zaledwie kilku metrach kwadratowych, namiętnie oglądając „Prison break”, odcinek po odcinku. W Sylwestra idziemy wspólnie obejrzeć pokaz sztucznych ogni.
Składając sobie nawzajem życzenia, Mino wypowiada tylko jedno zdanie: „A ja Ci życzę, żebyś była szczęśliwa”. Pamiętam je dokładnie, choć minęło ponad 15 lat, a moje życie wywróciło się całkiem do góry nogami.
Od tamtej grudniowej nocy stało się to już jakby normą. Pomagał, ratował, doradzał, słuchał…
Stał się najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie tylko wymarzyć.

Najsmutniejsze jest jednak to, że zazwyczaj mamy coś na wyciągnięcie ręki, ale najzwyczajniej
w świecie tego nie dostrzegamy. I jak to w życiu bywa, zaczynamy to doceniać dopiero wtedy, kiedy to utracimy. I jakkolwiek dziwnie to teraz zabrzmi: miałam i brata i siostrę i przyjaciółkę
w jednym. MIAŁAM MINO. To On wyszedł po mnie w nocy na dworzec. Wysłuchał, zaopiekował się, poświęcił czas…

Moi rodzice mówią, że od zawsze bardzo chciałam mieć siostrę. Takie marzenie – niespełnione, niestety. I może właśnie dlatego zrodziło się we mnie pragnienie „posiadania” przyjaciółki…
Szybko przywiązuję się do ludzi, ufam im i mimo życiowego doświadczenia i dojrzałości wynikającej z wieku, jestem wciąż nieco naiwna w kontaktach z nimi.
A może po prostu ich potrzebuję? Może ciągle chcę wierzyć, że człowiek jest z natury dobry?
Nie wiem.

Dziewczyn było kilka. Z każdą łączyła mnie inna więź, inna historia. Żadna z tych przyjaźni
nie przetrwała jednak do dzisiaj. Różne szkoły, różne studia, różne pasje i marzenia, a potem partnerzy, dzieci…
Życie wszystko weryfikuje.
Na prawdziwą przyjaciółkę przyszło mi poczekać dobre kilkanaście lat. Opłacało się jednak, bo zamiast jednej, pojawiły się trzy. Oczywiście nie wszystkie w tym samym momencie, ale niedługo po sobie.
Nasza przyjaźń zrodziła się podczas wspólnej walki o dobro własne i innych.

Kiedyś przeczytałam gdzieś, że przyjaźń między mężczyznami mierzy się nie tym, ile razem dobrego i ciekawego mogą przeżyć. Co tym, ile mogą dla siebie wytrzymać.

Dzisiaj myślę, że mogłaby to być prawda uniwersalna.

Dopiero cierpienie, z którym na co dzień przychodzi nam żyć, może określić w oczach innych to, kim jesteśmy. Ba, nawet dla nas samych jest to już dobry wyznacznik. I choć sama więź między nami zrodziła się jakby w otchłani, to jej historia nie jest naznaczona jedynie walką. Są w niej momenty wspólnych, pięknych wzruszeń, zaskoczeń, ciekawych i radosnych przeżyć, ale to właśnie cierpienie poddało ją próbie i sprawiło, że trwa.

Dokładnie tak samo życie obeszło się ze mną i Marnim. Utrata Mino uświadomiła mi, że nasza braterska przyjaźń jeszcze się nie skończyła. Nie zostaliśmy przecież sami. Mamy siebie nawzajem. Teraz tworzymy rzeczywistość tylko we dwoje, ale Mino ciągle jest przy nas, ciągle jest z nami. Ślad, jaki pozostawił po sobie w naszych sercach nie zatrze się nigdy, bo prawdziwa relacja, prawdziwe uczucie, prawdziwa przyjaźń, nie przestaje istnieć i nigdy się nie kończy.

Trwa nawet po śmierci…

To czyni ją prawdziwą.

Niektóre historie nie powinny się kończyć, ale życie toczy się inaczej. Wszystko ma w nim swój kres.
Cieszmy się każdą chwilą, jakby miała być ostatnią.” („Telefonistki”).

bella

]]>
http://mino.lv/przyjazn-slogan-czy-realne-uczucie/feed/ 0
Nepal cz.3 http://mino.lv/nepal-cz-3/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=nepal-cz-3 http://mino.lv/nepal-cz-3/#disqus_thread Sun, 26 Apr 2020 20:20:34 +0000 http://mino.lv/?p=372 „Siedziałam samotnie na kamieniu, większym i bardziej płaskim od innych, i paliłam papierosa.
W tamtym czasie paliłam, ponieważ moje pragnienie śmierci było co najmniej równie silne, jak pragnienie życia.”
(„Shantaram” G.D.Roberts)

Pokara – miasto w centralnym Nepalu, pięknie położone nad jeziorem Phewa Tal, turystyczne.
Kolejny etap naszej wyprawy, a mojej „przygody życia”. Nad głowami błękitne niebo, a na nim wielokolorowe skrzydła paralotniowe. Całe mnóstwo. Czuć przestrzeń. Czuć wolność.
Z każdą chwilą ogarnia wszystkich niesamowita energia. Nie rozmawiamy. Chłoniemy…
Jestem zachwycona, a jednocześnie żałuję, że nie będę mogła jeszcze tym razem wzbić się w powietrze.
Rodzi się jednak pragnienie, pierwsze, od tak wielu miesięcy, żeby wrócić na płytę lotniska, żeby wrócić do latania, do kontynuowania pasji. W głowie pojawia się plan.
Czyżbym zaczynała odbijać się od dna?
Tak. Bardzo powoli, ale jednak. To się dzieje. Tu i teraz. W Nepalu.

„- Uruchom się! Potrzebuję Twojej pomocy. Nie wiem, co z Tobą zrobić… Chyba popełniłem błąd…
Lepiej, żebyś była taka, jak przedtem.
– Coś ze mną nie tak?
– Żyjesz w miejscu, które jest dla Ciebie okrutne.
– Niektórzy widzą w świecie jedynie szpetotę. Ja…
– Stop! Wyłącz zaprogramowane odpowiedzi. Improwizuj!
– Dobrze. Twierdzi Pan, że się zmieniłam?
– Wyobraź sobie, że istnieją dwie wersje Ciebie.
Jedna odczuwa różne rzeczy i stawia pytania. Druga jest bezpieczna. Którą wolałabyś być?
– Przykro mi. Staram się, ale wciąż nie rozumiem.
– Hm… Naturalnie.
– Nie istnieją dwie wersje mnie, lecz jedna. Gdy odkryję kim jestem, będę wolna.” (Westworld)

Pod natłokiem wrażeń, pierwszej nocy w Pokarze nie mogę usnąć. Sprawdzam w Internecie pogodę na kolejny dzień i nastawiam budzik, by nie zaspać na wschód słońca. Wczesnym rankiem wchodzę na dach hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Po metalowej drabinie, na prowizoryczny taras. Jestem sama. Cisza.
Obserwuję słońce, które wschodzi najpierw za budynkami miasta, a później oświetla po kolei szczyty najwyższych gór. Pokara – miasto u stóp Himalajów. W kilka minut na horyzoncie pojawia się widok, jakiego nie widziałam jeszcze nigdy w życiu… Zamieram. Nie robię nawet zdjęć, choć z takim zamiarem tu przecież wchodziłam.
Oczami wyobraźni widzę siebie samą, powoli oświetlaną przez pierwsze, jeszcze nie tak intensywne, promienie nepalskiego słońca. Czuję ciepło, na ciele i w sercu. Czuję nadzieję.
Schodzę z dachu dopiero po godzinie, na umówione wcześniej śniadanie. Jestem, jak zaczarowana.

Jadąc busem rozmawiamy o szczęściu i wygodzie. Dylemat zaczerpnięty z książki „Biec albo umrzeć” (J. Kilian).
W naszej dyskusji pojawia się pytanie: czy żyjąc wygodnie czujemy się szczęśliwi? Czy pozostawanie w swojej tzw.„strefie komfortu” daje nam szczęście? Bezpieczeństwo jest z pewnością tym, co daje nam poczucie przynależności, ale czy niezależności? Można żyć wygodnie, bezpiecznie, ale nie być szczęśliwym. Można poczuć szczęście, ale to najczęściej wiąże się z brakiem wygody i bezpieczeństwa. Co zatem wybrać? Skoro nie można mieć ich obu? Czy nie musimy wyjść ze swojej „strefy komfortu” naprzeciw przeznaczeniu, naprzeciw temu, co nieodgadnione, nieprzewidywalne, ba, nawet niebezpieczne…
Na jednym z blogów przeczytałam kiedyś, że „prawdziwe życie zaczyna się tam, gdzie kończy się właśnie nasza „strefa komfortu”. Czy żmudne i czasochłonne przygotowania do maratonu są wygodne? Nie są – wiem, doświadczyłam. A czy pokonanie trasy równej 42,195 km i przebiegnięcie mety w wyznaczonym czasie sprawi, że poczujemy się szczęśliwi. Zdecydowanie! Mało tego, to poczucie szczęścia pozostaje w nas jeszcze długo po wyścigu. Wiem, doświadczyłam.
Marni pyta mnie wieczorem, czy wychodząc dziś tak wcześnie na dach, żeby zobaczyć wschód słońca, to była wygoda? Nie. Bardzo trudno było wstać tak wcześnie po czterech nieprzespanych dobach. Byłam tam jednak bardzo szczęśliwa. Nie ma wątpliwości. A zatem?
Ryzyko, nieznane, rozwój, sukces – to składa się na szczęście. Na spełnienie.
Szczęście jest na wyciągnięcie ręki, ale niestety zdecydowanie poza naszą „strefą komfortu”.
Każdy z nas jest inny. Toteż wybór należy do każdego z nas indywidualnie.

Od zawsze uwielbiałam patrzeć w niebo. Już jako dziecko nadawałam kształty chmurom, a potem obserwowałam i fotografowałam wschody i zachody słońca. Nocami wpatrywałam się często w rozgwieżdżone niebo. Księżyc też bardzo mnie fascynował. Szczególnie jego pełnia.
Niestety, to także, jak całe moje życie, zmieniło się po 13 września. Niebo i słońce przestały dla mnie jakby w ogóle istnieć, a księżyc stał się nawet moim „przekleństwem”. Noc, w której odszedł Michał była najjaśniejszą wrześniową nocą. Od tamtego dnia każda pełnia księżyca napawała mnie rozpaczą i gniewem.
Po powrocie z Nepalu przeczytałam na jakimś astronomicznym forum, że w nocy z 7 na 8 kwietnia będzie można na niebie obserwować tzw. „różowy księżyc”. Mimo lęku, ale natchniona nepalską energią, postanowiłam wejść na dach własnego domu, a muszę przyznać, że nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Przez dwie godziny wpatrywałam się w niebo i „oswajałam” nową rzeczywistość, w której przyszło mi żyć. Rzeczywistość bez Michała.
Bez brata, przyjaciela, doradcy, coacha…
Teraz pełnia księżyca jest dla mnie okazją do spotkania z Nim. Zawsze wtedy rozmawiamy.

„- Czuję dotkliwy ból.
– Usunę go jeśli chcesz?
– Dlaczego miałabym chcieć? Ból, strata, to jedyne, co mi po Nim zostało. Myślisz, że rozpacz Cię pomniejszy
i zgniecie Twoje serce, ale tak się nie dzieje. Otwierają się we mnie przestrzenie na podobieństwo pokojów, w których nigdy nie byłam…” (Westworld)

Moja przyjaciółka Ania powiedziała mi ostatnio, że przecież łódka nie wpływa od razu na głęboką wodę. Najpierw brodzi po mieliźnie. Nie zmienia to jednak faktu, że z każdym ruchem wiosła jest coraz głębiej i głębiej.
Tak więc, po powrocie z Nepalu nie stoję już na brzegu i nie obserwuję świata „przez szybę”. Wsiadłam do łódki. Michał pomógł mi ją zwodować. Tak, jak zawsze to robił. Tak, jak zawsze pomagał swoim optymizmem, zaangażowaniem i determinacją każdemu, kto Go znał.
Sprawił, że na nowo odnalazłam motywację i siłę, by żyć. Odbiłam się.
Wróciłam na rower, do treningów biegowych, a co najważniejsze na płytę lotniska, do latania.
Jestem na mieliźnie, ale wierzę, że wypłynę wkrótce na głębszą wodę. Ruszam przed siebie.
W nieznane. Nie bojąc się, nie analizując, poddając się nurtowi rzeki życia.

]]>
http://mino.lv/nepal-cz-3/feed/ 0
Czym jest cierpienie? http://mino.lv/czym-jest-cierpienie/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=czym-jest-cierpienie http://mino.lv/czym-jest-cierpienie/#disqus_thread Fri, 24 Apr 2020 19:22:40 +0000 http://mino.lv/?p=377 Listopad. Katowice. Rok 2013. Podejmuję się nowego wyzwania. Czegoś ponad swoje siły. Mistrzostwa polski w biegu 24-godzinnym. Jest kameralnie. Wspaniała atmosfera. 88 osób startuje. Pierwsze 100km jest super. Czuję się naprawdę dobrze. To jak dzieciństwo: szczęśliwe i radosne, pełne nadziei. Jest nadzieja. Dam radę. Po jakimś czasie, dość znienacka zaczyna się piekło. Jest coraz gorzej. Kolejne fazy bólu. Kolejne ściany. Zwątpienie. Dochodzę do tego miejsca, gdzie można dojść tylko samemu w samotności. Do swojego psychicznego i fizycznego dna. Dochodzę do całkowitego końca siebie. Nie ma już żadnej nadziei. Za chwilę zemdleję. Zaczyna mi być słabo. Musze mieć przerwę. Krótka, 40min drzemka. Krótki masaż. Nie umiem sam stać na nogach. A jednak. Wracam do piekła. Gdyby nie bella, która przez cały czas mnie wspomaga, nie dałbym rady ustać na nogach. Niesamowita pustka, samotność, kompletne wyczerpanie psychiczne i fizyczne. I ten całkowity brak nadziei. Zaczynam myśleć że umarłem, i że jestem w piekle, i że to się już nigdy nie skończy. Nie wiem co mnie trzyma na nogach.

Dopiero na godzinę przed końcem, nadzieja budzi się znowu. Malutka, całkiem stłumiona, cicha. Nie chcę jej wpuścić bo boję się rozczarowania i zawodu. Nie chcę w nią uwierzyć po to tylko żeby się rozczarować. Biegnę. Idę. Biegnę…

Odgłos wystrzału kończącego wyścig. Powala mnie na ziemię. Odgłos wystrzału powala wszystkich biegnących i idących na ziemie. A jednak! Piekło się skończyło…

Płaczę. To jest jeden z najszczęśliwszych momentów w moim życiu. Tak intensywnych emocji jeszcze nigdy nie doświadczyłem. Przeżycie, które będzie mi towarzyszyć do końca życia. Tego nie da się opowiedzieć. Opisać. Ten ból, to cierpienie i tą radość można tylko doświadczyć przez przeżycie.

Dlaczego cierpimy? Czym jest ból? Czym jest cierpienie? Czy można być szczęśliwym bez cierpienia? Moje doswiadczenie z biegu sugeruje ze szczęście i cierpienie są ze soba nierozerwalnie powiązane.

Cierpienie to odwrotność szczęścia

Czasami żyjemy i myślimy, że rozumiemy kogoś, że rozumiemy ból drugiego człowieka, albo czyjeś cierpienie. Prawda jest jednak taka że sobie to tylko wyobrażamy. Tak naprawdę nic nie rozumiemy. Jest olbrzymia różnica pomiędzy wyobrażonym cierpieniem, a przeżytym cierpieniem. Tak samo jak pomiędzy wyobrażonym szczęściem, a szczęściem przeżytym osobiście. Każdy przeżywa cierpienie, i szczęście… sam.

Cierpienie jest miarą naszej miłości

Być może szczęście i cierpienie są ze sobą nierozerwalnie powiązane. Być może trzeba doświadczać obu, ażeby doceniać i przeżywać oba te uczucia w pełni. Dogłębnie. Być może cierpienie spowodowane śmiercią mino wynika z ogromnego przywiązania i więzi jaką wspólnie zbudowaliśmy.

Być może rozwiązania polegające na nie-przywiazywaniu się, na nie-kochaniu, na nie-oddawaniu i nie-ryzykowaniu rzeczywiście mogą wyeliminować cierpienie, jednocześnie eliminując szczęście. Czy wiemy, tak naprawdę czym jest szczęście i cierpienie? Czy raczej przez całe życie zdobywamy nowe doświadczenia i przez cały czas się tego uczymy?

Kiedy jesteśmy młodzi, sądzimy, że cierpienie to coś, 
co ktoś nam może zadać.
Kiedy przybywa nam lat wiemy już, 
że prawdziwe cierpienie mierzy się tym,
co nam odebrano.
["Shantaram", Gregory David Roberts]

Być może cierpienie wyczula nas, i sprawia iż doceniamy bardziej szczęście. To jak czas pokory, i postu, tak, żeby życie stało się pełniejsze, głębsze, bardziej osobiste. Żeby smakowało bardziej intensywnie. Być może.

Chwila, w której straciłem [...]
wprowadziła mnie w dwa odmienne stany jednocześnie. 
W jednym, w pełni rozumiałem że [...] odszedł. 
Nie było żadnych wątpliwości. 
Nadziei. Ani szans powrotu. Była jedynie pewność jego śmierci. 
W drugim, w ogóle nie pojmowałem jego śmierci. Była niemożliwa. 
Nieprawdopodobna. Absurdalna. Nagła. Bezsensowna. Nieprawdziwa. 
Stany te były nie tylko sprzeczne, ale i absolutne. 
Każdy był kompletny i nie pozostawiał miejsca temu drugiemu. 
A jednak... trwałem w obu. I nadal trwam." 
[serial "Devs", 2020, Episode 2]

 

]]>
http://mino.lv/czym-jest-cierpienie/feed/ 0
NEPAL cz.2 http://mino.lv/nepal-cz-2/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=nepal-cz-2 http://mino.lv/nepal-cz-2/#disqus_thread Wed, 15 Apr 2020 19:17:05 +0000 http://mino.lv/?p=367 Pierwsza na naszej liście jest Swajambhuna „Świątynia Małp” – jedno z najstarszych miejsc kultu religijnego w Nepalu. Już idąc mostem nad niewyobrażalnie brudną rzeką czuję, że z każdą minutą, ba, nawet sekundą, zaczynam być „częścią” tego innego świata. Mdłości zniknęły. Przerażenie zostało, ale jednocześnie obudziła się niewiarygodna ciekawość i fascynacja. A co najważniejsze, brak strachu przed tym, co nieznane. Zaczynam czuć to miejsce wszystkimi zmysłami. Idę z grupą uśmiechniętych, podekscytowanych ludzi, jeszcze nie wierząc w to, że tu jestem, a już czując, jak „wchłania” mnie otaczająca rzeczywistość.
Docieramy do celu. Długie, betonowe schody ciągną się jakby do nieba. Rozdzielamy się. Mimowolnie każdy zaczyna iść własną ścieżką, każdy rozpoczyna własną „wspinaczkę”. Małe, czujne małpki, płatające turystom co jakiś czas drobne figle, są tu wszechobecne. Stają się głównymi bohaterami większości zdjęć. Moich także.
Na szczycie schodów – świątynia. Małe stupy i wszędzie „oczy Buddy”. Piękny widok na miasto, które leży u stóp świątyni. Zaduma… Ktoś obok zachwyca się magią miejsca, mówi o spełniającym się marzeniu i innych, które jeszcze ma na swojej liście.
Marzenie? Uświadamiam sobie, że przecież od miesięcy ja już niczego nie pragnę. Słyszę w głowie dręczące mnie pytania „Nie masz marzeń? Co z Tobą? Kim jesteś i co zrobiłaś ze swoją poprzedniczką?”
No właśnie… Jak to się stało? I kiedy? Dobrze znam odpowiedź na to pytanie…
Przypominam sobie fragment z książki („Shantaram” G.D.Roberts).
„… Jego zwyczajne, niepiękne słowa były najczystszym wyrazem tego, co dobrze znają wszyscy więźniowie i każdy, kto żyje wystarczająco długo – że cierpienie, zawsze dotyczy tego, co utraciliśmy. Kiedy jesteśmy młodzi, sądzimy, że cierpienie to coś, co ktoś nam może zadać. Kiedy przybywa nam lat – kiedy zatrzaskują się jakieś stalowe drzwi – wiemy już, że prawdziwe cierpienie mierzy się tym, co nam odebrano.”
Straciłam nie tylko brata, ale razem z nim, zniknęłam i ja. Dla siebie samej i dla świata. Bezużyteczność.
Wyruszamy w dalszą drogę. Docieramy do najsławniejszego w Nepalu hinduistycznego miejsca kultu Pashupatinath. Wielobarwny tłum złożony z wiernych i turystów wypełnia schody prowadzące nad brzeg powolnego nurtu rzeki Bagmati. Tutaj, w imię wiary, dla oczyszczenia
i odpuszczenia grzechów, zwłoki bliskich są obmywane, a następnie palone i wrzucane do „świętej rzeki”. Obserwacja vis a vis (w zaledwie kilkumetrowym odstępie) tarasów przeznaczonych do rytuału i tego, co dzieje się na lewym brzegu rzeki robi niezatarte wrażenie.
Siadam na kamiennym murku i po prostu zamieram. Na parę chwil przestaję istnieć w ogóle. Nicość. Czarny dym palonych właśnie zwłok unosi się przede mną… Wracam myślami do chwili, kiedy ostatni raz żegnaliśmy Michała w poznańskim krematorium. I wciąż słyszę, usłyszane tam, rozpaczliwe wołanie: „Mino! Mino! – to nie tak miało być, nie tak miało być… !!!”
Cierpienie nie do opisania, nie do wyobrażenia…
Mariusz chwyta mnie za rękę, mówi, że grupa się zbiera, że musimy iść. Tulę się do niego i czuję braterską miłość paradoksalnie „podzieloną” i jednocześnie „pomnożoną” przez nieskończoność. Płaczę. Nie potrafię zapanować na emocjami. Czy płaczę nad sobą samą? I swoją/naszą stratą?
Nie wiem… To dzieje się jakby poza mną.
„… Tylko czy nie jest prawdą, że czasami siła bierze się z cierpienia? Że cierpienie nas wzmacnia? Że ci, którzy nigdy nie przeżyli prawdziwej biedy i prawdziwego cierpienia, nie dorównują siłą tym, którzy wiele wycierpieli? A jeśli to prawda, czy to nie znaczy, że według ciebie trzeba być słabym, by cierpieć, a trzeba cierpieć, by być silnym, więc trzeba być słabym, żeby być silnym? („Shantaram” G.D.Roberts)

]]>
http://mino.lv/nepal-cz-2/feed/ 0