styl życia – mino.lv http://mino.lv Blog o samorozwoju, eksperymentach i poszerzaniu horyzontów. Wed, 15 Apr 2020 10:47:46 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.6.14 Strach, przed pierwszym wpisem http://mino.lv/strach-przed-moim-pierwszym-wpisem/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=strach-przed-moim-pierwszym-wpisem http://mino.lv/strach-przed-moim-pierwszym-wpisem/#disqus_thread Sun, 29 Mar 2020 12:12:26 +0000 http://mino.lv/?p=282 Wiele miesięcy minęło od momentu, kiedy pewnego dnia mój starszy brat oznajmił mi: „Musimy zacząć pisać…”
A to nie My byliśmy Tymi, którzy piszą. 
Pisał Mino.
Jego spostrzeżenia i przemyślenia, dotyczące życia i ludzi, były tak trafne, niemal doskonałe…
Skąd zatem znaleźć w sobie odwagę, by „reaktywować” Jego bloga?
Jak zrobić to godnie i choć w niewielkim stopniu równie błyskotliwie?
Pierwsza myśl, która się pojawiła: To się nie uda! A zaraz po niej, druga: „Anything is possibile”! – hasło przewodnie IRONMAN, któremu Mino do samego końca pozostał wierny.
Pojawiły się później też inne pytania: jakie to ma teraz znacznie, to nasze pisanie, skoro 13 września, wszystko tak naprawdę straciło sens… Kto będzie chciał w ogóle czytać to, co napiszemy, skoro Mino już z nami nie ma, skoro to nie On pisze… Niczym już się z nami nie podzieli, niczego nie wytłumaczy, nie opisze, nie zmobilizuje, nie rozbawi…
Czy mamy pisać za Niego? Dla Niego? Czy dla nas samych?
A co najważniejsze: O czym mamy pisać? O sobie, o Nim, o nas…
Niekończąca się lista dręczących pytań i wątpliwości. Oczywiście, bez odpowiedzi.
I tak, niespodziewanie, dzisiaj, w dniu, w którym pozornie nie wydarzyło się nic szczególnego, nic godnego uwagi, nic, co mogłoby zwiastować, że jakimś cudem, odezwie się we mnie ta „odwaga”, by w końcu zacząć pisać, zrobiłam To. Bo taki był plan.
Myślę, że może Mino, by tego chciał, że może to właśnie On po raz kolejny sprawił, że się nie boję i zmotywował mnie do pisania. Może byłby ze mnie dumny?
Byłby. Zawsze był.
A może koniec wpisów na Jego blogu oznaczałoby, że faktycznie odszedł od nas na zawsze?
Nie.
Wierzę w to, że pamięć o człowieku trwa dopóki żyje On w nas samych. A przecież Mino żyje w każdym z nas, każdy z nas Coś od Niego otrzymał i nosi to w sercu.
Tak więc, kiedy blog będzie nadal aktywny, kiedy będą się na nim pojawiały nowe wpisy, nowe, bieżące daty, zdjęcia czy filmy, stanie się namacalnie jasne, że Mino wciąż tu jest. Jest z nami. W każdym naszym słowie.
Jesteśmy jednością, zawsze byliśmy. A teraz jesteśmy nią może nawet bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Trzy osoby, trzy życia, trzy odrębne jednostki…
Ale, zawsze, wspólna dusza…
]]>
http://mino.lv/strach-przed-moim-pierwszym-wpisem/feed/ 0
Ostatni bieg http://mino.lv/ostatni-bieg/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=ostatni-bieg http://mino.lv/ostatni-bieg/#disqus_thread Fri, 13 Sep 2019 18:05:51 +0000 http://mino.lv/?p=349  

Ostatni bieg

 

Przygotowania do 2019 edycji Króla Parku trwają. Pozostał tylko tydzień. Długie godziny na treningach, kilkanaście tygodni przygotowań. Dystans 60km nie jest Michałowi obcy. Zrobił już 60km na Królu Parku w 2018 (6:33), oraz 2017 (7:04).

Dziś ostatnie, długie wybieganie. Później już tylko krótkie, zachowawcze treningi, przed podjęciem walki z samym sobą. Przed wyścigiem, na którym będzie trzeba zmierzyć się ze swoimi słabościami. I ze swoją własną siłą.

Ostatni trening.

 

 

 

]]>
http://mino.lv/ostatni-bieg/feed/ 0
Calisia Triathlon 2019 http://mino.lv/calisia-triathlon-2019/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=calisia-triathlon-2019 http://mino.lv/calisia-triathlon-2019/#disqus_thread Sun, 01 Sep 2019 20:12:52 +0000 http://mino.lv/?p=346

 

„[…] i oto historia triathlonu w Kaliszu rozpoczęła się na nowo!” Po osiemnastu latach, triathlon wrócił do Kalisza. Oczywiście, bez wahania, 1 września 2019 mino wziął w nim udział.

Triathlon Calisia 2019 na dystansie 1/4 Ironman. 950m plywanie, 45km na rowerze i na końcu, 10km biegu. Mino chciał zrobić swoją życiówkę. Chciał pokonać 2:30. I zrobił. 2:28! 36 miejsce w Open i 22 miejsce w swojej kategorii wiekowej, M30!

 

]]>
http://mino.lv/calisia-triathlon-2019/feed/ 0
To mikrodecyzje zmieniają to, kim jesteś http://mino.lv/to-mikrodecyzje-zmieniaja-to-kim-jestes/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=to-mikrodecyzje-zmieniaja-to-kim-jestes http://mino.lv/to-mikrodecyzje-zmieniaja-to-kim-jestes/#disqus_thread Thu, 26 Jan 2017 21:36:33 +0000 http://mino.lv/?p=266 Jakoś tak się dzieje, że ludzie oczekują jakichś spektakularnych wydarzeń w swoim życiu. Celebrują wszelkie uroczystości takie imieniny, urodziny, nowy rok, ślub, pogrzeb, narodziny, chrzest, zmiana pracy, otrzymanie pracy, i tak dalej. Jest dużo tak zwanych ważnych momentów w życiu każdego z nas i okazji do tego, żeby je upamiętniać. Jednak, wbrew pozorom, to nie one determinują nasze życie i to nie tym momentom oddajemy cześć, co powinniśmy. O tym, kim jesteśmy, decydują wydarzenia, do których nie przywiązujemy większej wagi i których nie opijamy szampanem. Wydarzają się po cichu, raczej w blasku świecy niż blasku reflektorów.
 
Przypomina mi się rozmowa telefoniczna z moim przyjacielem, którą przeprowadziłem kilka lat temu. Niedługo przed tą rozmową urodziło mu się pierwsze dziecko. Powiedział mi wtedy, że muszę zrozumieć jego sytuację, że pojawiło się dziecko, dlatego nie będzie mnie od tej pory za często odwiedzał. Hm… pomyślałem. Do czasu tej rozmowy był u mnie raz, odkąd mieszkamy 200km od siebie. Powiedziałem mu więc, że w sumie za wiele się nie zmieni. Na co on z radością w głosie odparł „no w sumie tak“. Fakt narodzin córki nie zmienił jego zachowania w tym temacie. Dał mu jedynie argument na usprawiedliwienie tego, co i tak robił już wcześniej. 
 
Ważne wydarzenia w życiu rzadko sprawiają, że człowiek się zmienia. Takie rzeczy, o ile w ogóle są możliwe, nie dzieją się z dnia na dzień. Możesz mieć na ten temat inne zdanie, bo co jakiś czas usłyszysz lub przeczytasz w przekazach medialnych o tym, że kogoś spotkała tragedia i że było to iskrą do zmian w jego życiu. Owszem, budzą emocje doniesienia w takim tonie, że komuś zmarło dziecko i założył po tym fundację pomagającą innym dzieciom. Albo, że ktoś otarł się o śmierć i teraz „stał się innym człowiekiem“. Po pierwsze nigdy nie wiesz, jakim człowiekiem była ta osoba wcześniej i co oznacza, że jest inna. Czy osoba, która założyła fundację nie pomagała wcześniej w ogóle? Może pomagała, tylko na inny sposób. Nie wiemy. Po drugie, nawet jeśli prawdą jest to, że życia tych ludzi diametralnie się zmieniły, to warto pamiętać o całych rzeszach tych, którym życie się nie zmieniło a którymi media się nie interesują, bo temat zwyczajnie jest nieinteresujący (pomyśl, czy chciałbyś przeczytać historię o tym, że ktoś był bogatym sknerusem i nie dawał na biednych, otarł się o śmierć i po tym wydarzeniu dalej jest sknerusem i nie daje na biednych).
 
Ważne wydarzenia w życiu wzmacniają jedynie zachowania, które w danej osobie były już wcześniej. Ile razy słyszy się, że komuś odbiło po tym, jak został milionerem albo jak stał się sławny. Nie, on był już taki wcześniej. Teraz po prostu pokazał to w pełni. On się specjalnie nie zmienił, to tylko jego granice się przesunęły. Nie stał się z dobrodusznej osoby bezwzględnym i cynicznym dupkiem. Wyobrażasz sobie sytuację, w której osoba pokroju Matki Teresy staje się nagle bogata i mówi: a chrzanie to całe pomaganie, idę się zabawić i roztrwonić trochę forsy? Ja nie. W drugą stronę też nie.
 
Taką okazją, ważnym momentem jest Nowy Rok. Dla wielu to świetna okazja do składania sobie obietnic bez pokrycia (nikogo tak łatwo nie wydymasz jak siebie samego). Zarzekają się wtedy, że od teraz ich życie będzie inne. Gdyby jednak spojrzeć z boku, to na pierwszy rzut oka wysuwa się absurd, jakoby zmiana daty w kalendarzu miała jakiekolwiek połączenie z tym, kim jesteśmy. Nie będziesz chodził przez kolejne 12 miesięcy na siłownię tylko dlatego, że kilka miesięcy wcześniej zmieniła się data z 31 grudnia na 1 stycznia. Nie staniesz się konsekwentny tylko dlatego, że przewiesiłeś kalendarz na ścianie ze starego na nowy. Postanowienia nie działają, bo opierają się na rewolucji. A ta z natury rzeczy jest mocnym, jednostkowym zrywem, po którym znów nic się nie dzieje. 
 
To, co dzieje się codziennie, to mikrodecyzje, które podejmujesz. Każdego dnia są ich dziesiątki. Na przykład ile razy zjadając chipsy mówisz sobie, że nie powinnaś, ale to już ostatni raz, że teraz Ci się należy, bo chwilę pobiegałaś albo wyszłaś z psem. Ale generalnie rzucasz to, a przynajmniej  od następnego razu już ograniczysz. Albo ile razy wiedziałeś, że powinieneś iść na trening, ale pomyślałeś sobie że dziś, ten jeden raz sobie odpuścisz, bo wziąłeś nadgodziny i już dzisiaj się napracowałeś. Czy też ile razy mówiłeś sobie, że ograniczysz granie na Play Station ale tym razem dasz czadu bo jest ku temu okazja – przyszli przyjaciele, z którymi dawno się nie widziałeś. 
 
Decyzja, którą podejmujesz tu i teraz jest małą, niezbyt spektakularną chwilą. Dotyczy jakiegoś małego wycinka Twojego życia a najpewniej małego fragmentu tego wycinka. To, czy ograniczysz granie na konsoli w ogóle, w życiu,  jest całkiem dużą decyzją i świetnie nadaje się na postanowienie noworoczne. Ale to, czy w danej chwili zagrasz 30 minut czy 2h, to w skali całego życia wydaje się, że nie ma praktycznie znaczenia. Że niczego to nie zmieni, bo jest to jednorazowa decyzja.
 
A to właśnie mikrodecyzje, nie spektakularne wydarzenia, determinują kim jesteś i co robisz w życiu. To właśnie decyzją podjęta tu i teraz, że ograniczysz w tej chwili granie z 2h do 30 minut jest decyzją, która zmieni Twoje życie. Cała zabawa polega na tym, że Ty tego nie zobaczysz. To nie zmieni Twojego życia w tej chwili. W danym momencie nie masz żadnej gratyfikacji za Twoje poświęcenie. Ba, czujesz nawet że coś tracisz (w tym wypadku dobrą zabawę). Czujesz się wtedy oszukany. Wykonałeś wielki wysiłek i nie dostałeś nic w zamian. 
Ludzki mózg nie jest przyzwyczajony do takiej sytuacji, nie działa w ten sposób. On domaga się natychmiastowej nagrody. Wykonał jakiś wysiłek, to chce otrzymać za to coś w zamian. 
 
Faktycznie jest tak, że jak mózg wykona jakąś pracę, to domaga się natychmiastowej nagrody. Działa jak pracownik zatrudniony na kontrakcie. Wykonałem coś, to oczekuję, że dostanę w zamian z góry określone wynagrodzenie. Pewnie nie raz przekonałeś się jak ciężko z tym walczyć. Odmawiając sobie w danej chwili jakiejś przyjemności skazujesz się w tej chwili na cierpienie. W takiej sytuacji potrzebujesz wstawić w miejsce brakującej gratyfikacji coś innego. Twój mózg potrzebuje wytworzyć pozytywne powiązanie pomiędzy tym, że się starasz a jakąś nagrodą. Oczywiście Twoją nagrodą będzie lepsze życie, ale jest to na tyle odległy i abstrakcyjny czas, że generalnie bardziej Cię demotywuje niż inspiruje do działania. Ty potrzebujesz czegoś tu i teraz.
 
Możesz zastosować kilka sztuczek, które pozwolą Ci uzyskać efekt powiązania drobnych aktów silnej woli z przyjemnością.
 
System nagród.
Stara jak świat technika motywacji. Zdefiniuj sobie system drobnych nagród na wypadek odniesienia sukcesu. Nagroda musi być adekwatna do wysiłku oraz nie może pochodzić z tej samej domeny co wykonana praca. Nie możesz przecież za to, że odmówiłeś sobie oglądania TV w nagrodę obejrzeć TV. Ale możesz w tej sytuacji przeznaczyć ten czas na swoje hobby.
 
Celebracja
Możesz też zacząć celebrować owe mikrodecyzje, na przykład obdzwaniając znajomych. Być może ma to nawet większy sens, niż celebrowanie własnych urodzin, na które nie ma się kompletnie żadnego wpływu. Urodziny przychodzą każdego roku i nie musimy nawet kiwnąć palcem, by zaistniały danego dnia. A mimo to celebrujemy je, jakbyśmy pracowali na nie ciężko cały rok. Ale jak odmówimy sobie czegoś albo wykonamy coś, na co nie mamy kompletnie ochoty choć wiemy, że jest ważne, to puszczamy to w niepamięć. Może warto więc celebrować te chwile również. A może przede wszystkim.
 
Jak dziś nie umyjesz zębów, to nie oznacza to, że jutro obudzisz się z próchnicą. Przejrzysz rano swoje zęby i będą wyglądały identycznie jak dzień wcześniej. Twoja mikrodecyzja o umyciu zębów nie przyniosła spektakularnych wyników. Nie przyniosła nawet niezłych wyników. W zasadzie, to nawet nie widzisz żadnego wyniku. Pamiętaj że jeśli czegoś nie widzisz, to nie oznacza to, że to nie istnieje. Te niewidoczne, ledwie wyczuwalne zmiany mają tendencję do kumulacji i dawania w rezultacie ogromnych konsekwencji. Dotyczy to zarówno wydarzeń pozytywnych jak i negatywnych. Jak dziś poćwiczysz grę na gitarze to nie obudzisz się jutro jako lepszy gitarzysta. Zmiana będzie niezauważalna, choć ta podjęta mikrodecyzja, że w danej chwili poćwiczysz ma kolosalne znaczenie. Za rok będziesz dużo lepszy niż byłeś wczoraj. Codzienne treningi skumulują się i dadzą widoczny efekt. 
 
To, że podjąłeś dużą decyzję o rzuceniu palenia, nie zmieni Twojego życia. To, że w danej chwili nie zapalisz papierosa, choć masz na niego chęć, zmieni Twoje życie diametralnie.
 
Mikrodecyzje mają znaczenie. Zmieniają wszystko.
]]>
http://mino.lv/to-mikrodecyzje-zmieniaja-to-kim-jestes/feed/ 0
Pacta sunt servanda czyli jak dorośli okłamują dzieci http://mino.lv/pacta-sunt-servanda-czyli-jak-dorosli-oklamuja-dzieci/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=pacta-sunt-servanda-czyli-jak-dorosli-oklamuja-dzieci http://mino.lv/pacta-sunt-servanda-czyli-jak-dorosli-oklamuja-dzieci/#disqus_thread Mon, 09 Jan 2017 22:09:12 +0000 http://mino.lv/?p=259 Zdarzyło mi się kiedyś pracować w kafejce internetowej. Biznes oparty był o nasze krajowe standardy, czyli tak zwany biznes po polsku. Nie sprowadzał się więc jedynie do udostępniania Internetu na stacjach roboczych, bo wiadomo, że by się z tego nie wyżyło. Kafejka była więc punktem ksero, punktem laminowania dokumentów, punktem wydruków czarno-białych i w kolorze, punktem przepisywania tekstów oraz punktem sprzedaży biletów autobusowych. Na swojej zmianie byłem jedyną osobą, która to obsługiwała. W sumie, teraz jak na to patrzę to zdobyłem kawał doświadczenia, więc polecam się jakby ktoś chciał coś zalaminować. Na zapleczu w godzinach dopołudniowych urzędował szef, który dodatkowo handlował przez sieć układami scalonymi i lutował płytki drukowane do różnych zastosowań. Tak więc PPHU pełną gębą. Moja robota nie była z tych, co to można zobaczyć na filmach o maklerach giełdowych. Ceny w kafejce były wysokie to i klientów było mało. Szef wychodził z założenia, że woli obsłużyć mniej klientów za wyższą stawkę niż więcej klientów za niższą. Finansowo wyjdzie na to samo a jest mniej sprzątania i mniej się sprzęt zużywa. Trudno było się z nim nie zgodzić. Zresztą, w ogóle szef wychodził z wielu założeń i dlatego pozwoliłem sobie zarysować nieco tę sytuację.
 
Otóż raz, przy jakiejś rozmowie dotyczącej zdaje się kandydatów do pracy (pracowałem zmianowo, więc musiał mnie ktoś zastępować), szef powiedział mi rzecz, która utkwiła mi do dziś (a było to… mmm… no jakieś 12 lat temu).
 
Nie może być tak, że ktoś jest uczciwy w pracy a nieuczciwy w domu. Albo ktoś jest uczciwy albo nie jest.
 
Zacząłem się nad tym zastanawiać i po jakimś czasie zasadę tę przyjąłem jako swoją. Nie, nie znaczy to, że nie zdarza mi się być nieuczciwym. Oczywiście, że mi się zdarza. Ale wynika to raczej z moich słabości a nie z faktu, że daję sobie przyzwolenie na bycie nieuczciwym w jakichś obszarach swojego życia. Albo w stosunku do niektórych ludzi. Są to incydenty, których raczej nie można pogrupować. Poza tym, słowa szefa traktuję nieco szerzej (może on też je traktował szerzej, ale niestety nie miałem okazji z nim o tym pogadać). Jak kto zachowuje się w jednej sferze swojego życia, tak zachowuje się w innych. Jeśli ktoś gardzi ludźmi w pracy, to raczej nie jest ich miłośnikiem jak z niej wychodzi. Jeśli ktoś ma na boku inny obiekt pożądania od kilku lat, to nie łudźmy się, że w pracy odznacza się wysokimi normami moralnymi. I tak dalej.
 
Odkąd pojawiły się w naszym domu dzieci, kładziemy duży nacisk na to, by być w porządku w stosunku do nich. A chodzi o konkretnie o umowy z nimi oraz o poszanowanie ich potrzeb. Pilnujemy danego słowa i wymagamy również tego w drugą stronę. Jeśli któreś z rodziców powiedziało „za chwilkę się z Tobą pobawię“, to choć jest tysiąc innych rzeczy do zrobienia, znajdujemy kilka minut by się pobawić. Nie dlatego, że chcemy w danym momencie (zazwyczaj nie chcemy), ale dlatego, że obiecaliśmy. Jako, że mamy obsesję na tym punkcie, to zwracamy na to uwagę gdy nasze dzieci wchodzą w interakcję z innymi dorosłymi (lub okazjonalnie obserwujemy jak inni dorośli zachowują się w stosunku do swoich dzieci).
 
Wniosek jest taki, że niestety, dorośli kłamią dzieci jak z nut.
 
To, co zauważyliśmy to fakt, że dorośli często zbyt wiele obiecują dzieciom, choć już w momencie wypowiadania wiedzą, że tego nie spełnią. Mówią, że się pobawią a póżniej tego nie robią. Mówią, że włączą bajkę a póżniej tego nie robią. Mówią, że wspólnie z nimi porysują a później tego nie robią. Mówią, że zagrają razem w grę a później tego nie robią.
 
Dziecko mówi wtedy:
„Miałaś się ze mną pobawić.“
 
Na co dorosły odpowiada:
„Wiem, ale jest już późno i musisz iść spać.“
„Tak, ale teraz musimy wyjść. Może jutro.“
„Ja tak powiedziałam?“
„Pobawimy się innym razem jednak.“
„Pobaw się z Julką.“
„Zapomniałem. To następnym razem.“
 
Takie wytłumaczenia przychodzą dorosłym bez zająknięcia w stosunku do dzieci, choć w stosunku do innych dorosłych to już nie za bardzo. Wyszłoby wtedy coś takiego.
 
Dorosły A mówi:
„Cześć stary, gdzie jesteś? Umówiliśmy się na 7, jest już 8 i ja tu czekam przy barze.“
 
Na co, dorosły B odpowiada:
„Wiem, ale jest już późno i muszę iść spać. Może jutro?“
„Tak, ale teraz musimy wyjść z żoną. Dam znać.“
„Ja się z Tobą umówiłem?“
„Spotkajmy się innym razem.“
„Spotkaj się ze Zbyszkiem.“
„Aha. Zapomniałem. To się zdzwonimy.“
 
Nie trudno przewidzieć, że po takiej rozmowie szanse na kolejne spotkanie są niewielkie. Kolega się lekko mówiąc z.d.e.n.e.r.w.u.j.e a dorosły B wyjdzie na niesłownego dupka w dodatku bez kszty skruchy. Nie za ciekawie.
 
Co więc różni te dwie sytuacje?
 
Konsekwencje.
 
W sytuacji z kolegą konsekwencje następują natychmiast i są dość gwałtowne. Szybko można przewidzieć skutki takiego zachowania. Dorosły wie, że jak tak odpowie to straci zaufanie przyjaciela czy współpracownika. A to wiąże się z negatywnymi odczuciami. Chce ich uniknąć, więc pilnuje swoich zobowiązań i danego słowa. (oczywiście rozważamy tu sytuację uczciwości w stosunku do innych dorosłych i nieuczciwości w stosunku do dzieci – na potrzeby artykułu dorosły, który łże i dorosłym i dzieciom jest ok, bo przynajmniej spójny ;)).
 
W kwestii dziecka sytuacja jest nieco inna. Konsekwencje nie następują natychmiast i często nie są gwałtowne. Dorosły ponadto odczuwa większą przyjemność z robienia swoich (dorosłych) rzeczy niż odczuwa przykrość związaną z odmową. Przykro jest głównie dziecku, nie dorosłemu. Konsekwencje są odłożone w czasie (dziecko buduje sobie obraz „ty zawsze tak mówisz a póżniej nie robisz“) przez co, nie jest to zauważalne natychmiast (choć czasem jest – płacz dziecka, czy wybuchy złości).
 
Jeśli więc uważasz się za słownego człowieka, to dotrzymuj słowa i w stosunku do dorosłych i w stosunku do dzieci. Nie można być przecież słownym dla jednych a niesłownym dla drugich. Jak by to szef z kafejki powiedział, albo ktoś jest słowny, albo nie jest.
 
Poza tym… Dziecko to też CZŁOWIEK, tylko że mały.
]]>
http://mino.lv/pacta-sunt-servanda-czyli-jak-dorosli-oklamuja-dzieci/feed/ 0
Jak szybciej czytać książki http://mino.lv/jak-szybciej-czytac-ksiazki/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=jak-szybciej-czytac-ksiazki http://mino.lv/jak-szybciej-czytac-ksiazki/#disqus_thread Tue, 27 Dec 2016 14:36:21 +0000 http://mino.lv/?p=247 W roku 2016 przeczytałem 15 książek (a przynajmniej tylu się doliczyłem). Czytam na papierze, czytam na czytniku, słucham jako audiobook podczas biegania, podczas jazdy autem czy podróży samolotem. Część z nich to kilkunastostronicowe podręczniki, część to pełnowymiarowe książki. Jeśli chcesz czytać więcej, to ten post jest dla Ciebie.

Na początek jednak zadaj sobie właściwe pytanie. Jeśli brzmi ono jak czytać szybciej książki?, to zrób sobie szybki rachunek sumienia i wypisz wszystkie książki, które przeczytałeś w tym roku. Ile ich jest? Ile chciałbyś, żeby było?

Jeśli czytasz zero książek w ciągu roku, to choćbyś poznał najszybsze metody czytania książek, w kolejnym roku znów będziesz miał przeczytanych zero książek. Matematyka nie kłamie. Wielka liczba razy zero zawsze da zero.

Jeśli przeczytałeś jedną czy dwie, to również szybkie czytanie nie jest dla Ciebie. Z jednej książki w ciągu roku nie zrobisz tym sposobem nagle 10 książek. A jak czytasz jedną a chciałbyś czytać dwie, to szybkie czytanie też Ci w tym nie pomoże. Może więc pytanie, jakie musisz sobie wtedy postawić brzmi jak czytać więcej książek? Niby drobna różnica, ale zdecydowanie wiele zmienia.

W kwietniu tego roku ukończyłem kurs szybkiego czytania. Na kursie prowadzący (swoją drogą miły człowiek) pytał każdego z nas dlaczego zapisał się na kurs. Wszyscy odpowiadali (a jakże!), że chcą nauczyć się szybciej czytać. Wszyscy dodali też, że nie mają czasu na czytanie i że w zasadzie za wiele nie czytają. Wsród uczestników nie znalazł się nikt, kto powiedziałby „czytam obecnie 20 książek na rok, ale chciałbym 50”. Na kurs zapisali się ludzie, którzy chcieliby czytać a nie czytali. Tak było również ze mną. Wszyscy pomyliliśmy kurs, choć przyznam, nie spotkałem kursu traktującego o tym, jak czytać więcej.

Oczywiście może wchodzić tu w grę efekt motywacyjny. Czytasz tak wolno książki, że się zniechęcasz. Ale nawet, jeśli czytasz wolno, to jesteś w stanie przeczytać ich kilka w ciągu roku. Jeśli nie, informacje o tym, jak czytać szybciej Ci nie pomogą. Smutne to, ale prawdziwe (jakby zagrała to Metallica).

Jeśli więc chcesz mieć więcej przeczytanych książek na swoim koncie, to poniżej znajdziesz kilka pomysłów, które możesz zastosować. A, że akurat Nowy Rok za pasem, to być może wykorzystasz jakieś w swoich postanowieniach noworocznych.

 

Jak czytać więcej książek?

1. Nawyk czytania.
Jak we wszystkim, tak i tutaj, jeśli robisz coś w małej ilości ale regularnie, to przyniesie Ci to w pewnym okresie czasu pożądane efekty. Najlepszym do tego sposobem, dla mnie, są nawyki codzienne. Nawyk codziennego czytania przed snem, choćby 5 stron, powoduje, że w ciągu roku przeczytasz 300*5 = 1500 stron i to zakładając kilkadziesiąt dni przerwy na „wyjątkowe sytuacje” (nie polecam!!! z wyjątkowych sytuacji szybko zrobisz nowy nawyk). Zakładając, że średnia książka ma około 250 stron to daje to 6 książek na rok. A przeczytanie 5 stron dziennie to wysiłek rzędu 10 minut. Niech będzie nawet i 15 minut.

2. Krótsze książki.
Jeśli jesteś niecierpliwy i potrzebujesz szybszych efektów, chwyć po mniejsze objętościowo książki. Jest mnóstwo poradników czy krótkich opowiadań, które mają poniżej 100 stron. Taką książkę jesteś w stanie ukończyć w kilka dni, nie poświęcając codziennie znacząco dużo czasu. A ukończenie każdej kolejnej motywuje Cię do dalszego działania w tym temacie. Mniejsze ksiażki znajdziesz częściej w postaci elektronicznej. Rozejrzyj się na różnych platformach. Ja używam akurat Kindle + Amazon.

3. Wykorzystuj drobne chwile.
Owszem, podczas jazdy tramwajem do pracy możesz praktykować mindfulness, chłonąć otoczenie, cieszyć się każdym otarciem się o Ciebie innej osoby, każdym drganiem podczas przejazdu przez zwrotnicę. Możesz też swoimi nozdrzami poczuć liczbę dni, która upłynęła od czasu ostatniej kąpieli ludzi stojących wokół Ciebie. Albo możesz poczytać książkę lub posłuchać audiobooka. Takich momentów jest wiele: czekanie u stomatologa, jazda samochodem, jazda rowerem, siedzenie na toalecie, czekanie na przystanku, robienie zakupów w Tesco, zmywanie naczyń, koszenie trawnika, etc. Obecnie możliwości do czytania jest naprawdę wiele. Wystarczy się zorganizować.

4. Zrób sobie wyzwanie.
Zrób sobie wyzwanie, takie jak ja zrobiłem sobie z nieoglądaniem telewizji. Ważne, żeby było realne. Dla przykładu daj sobie miesiąc albo kwartał na to, że przeczytasz jedną czy trzy książki. Sam dobierz sobie długość trwania eksperymentu i jego cele. Mają one być ambitne, ale realne. Jeśli nie czytasz teraz w ogóle, to nie stawiaj sobie za cel przeczytanie 5 książek co miesiąc przez kolejny rok. Najpewniej okaże się to dla Ciebie źródłem frustracji a nie motywacji.
A co, jeśli się nie powiedzie? Ja na ten rok postanowiłem, że przeczytam 20 książek. Przeczytałem 15. Czy mam powody do niezadowolenia z tego, że nie osiągnąłem celu? Nie mam. Gdybym go sobie nie postawił, to pewnie miałbym teraz na koncie 4 czy 5 książek. Dzięki temu, że postawiłem sobie cel, mam ich dużo więcej, choć cel sam w sobie osiągnięty nie został. W tym wypadku wystarczy jedynie gonić króliczka, nie trzeba go łapać.

5. Wspomóż się technologią.
Przygotuj się technicznie na czytanie w różnych miejscach. Ja czytam kilka książek na raz. Na telefonie mam książki w postaci ebooków z których korzystam w aplikacji Aldiko. Mam też audiobooki, które odtwarzam w aplikacji Smart AudioBook. W aucie mam na stałe kartę SD z inną książką. Chodzi o to, żeby przeczytanie jednej czy dwóch stron niosło za sobą jak najmniejszy narzut na ich odtworzenie. Bo jeśli za każdym razem, jak idę pobiegać miałbym wyciągać z auta kartę, przekładać ją do telefonu i szukać gdzie skończyłem słuchać jak jechałem do domu, to z pewnością bym tego nie robił. Skonfiguruj sobie wszystko tak, że jak masz wolne 10 minut, to możesz w ciągu kilkunastu sekund wrócić do czytania (słuchania).

 

Jak czytać szybciej? (jeśli już czytasz)

6. Zapisz się na kurs.
Kurs szybkiego czytania pomoże Ci czytać szybciej. Niestety kurs nie zrobi tego za Ciebie. Uczestnictwo w kursie plus treningi w domu to praca rzędu 100 godzin. Pomyśl, czy masz na to czas i czy taki wysiłek Ci się zwróci. Jeśli dużo czytasz a chcesz jeszcze więcej, to warto zainwestować. Niestety metody tam prezentowane przydają się głównie do czytania tekstów drukowanych (gdyż posługujesz się wskaźnikiem przy czytaniu). Średnio się to sprawdza przy czytaniu ebooków na czytniku czy artykułów na Internecie. Choć można próbować czytać na czytniku na dwie fiksacje. Zawsze to jakieś przyspieszenie.

7. Przyśpiesz audiobooki.
Jeśli słuchasz audiobooków, to możesz przyśpieszyć ich prędkość odtwarzania. Pewnie nie zrobisz tego na sprzęcie w samochodzie, ale na telefonie jak najbardziej. Ostatnio zainstalowałem apkę Smart AudioBook na telefonie i obecną książkę słucham z prędkością 1.6 raza szybszą niż normalnie. Książka ma standardowo prawie 25h, kóre z tą predkością dają zaledwie 12h. Polecam spróbować. Można zacząć od mniejszego przyspieszenia i sobie je sukcesywnie zwiększać. Dużo zależy też od samej książki. Ta, której słucham obecnie, czytana jest dość wolno. Ale tak czy inaczej, z czasem można się do tego przyzwyczaić. A zysk spory.

Zadaj sobie właściwe pytanie, dostosuj metody i czytaj!

Moja lista przeczytanych książek w 2016.

The Agile Samurai: How Agile Masters Deliver Great Software
Jonathan Rasmusson

Książka znajomego, który obecnie pracuje w Spotify w Stanach jako deweloper, choć wcześniej pełnił tam rolę Agile Coach’a. Opisuje od czego zacząć zwinny projekt, jak go uruchomić i jak nim zarządzać. Ponadto zapoznaje czytelnika z tym, czym jest kanban, retrospektywa, dług techniczny, unit testy i wszelkie inne pojęcia, które spotkasz w firmach podchodzących do zwinnego wytwarzania oprogramowania.

Polecam.
Dla wszystkich, którzy chcą opanować podstawy zwinnego zarządzania projektem oraz dla tych, którzy już zarządzają projektem. Ja, pomimo iż podstawy znam, nauczyłem się kilku rzeczy (np. Inception Deck), o których nie słyszałem wcześniej.

 

Mindfulness: Simple Techniques You Need To Know To Live In The Moment And Relieve Stress, Anxiety And Depression for Good
Sarah Jones

Króciutka książka wprowadzająca w temat mindfulness. Zawiera kilka technik, które możesz zacząć wykorzystywać od zaraz będąc nowicjuszem. Dowiesz się co to jest mantra, poznasz jej kilka przykładów, dowiesz się jak zacząć medytację.

Jest ok dla całkowicie zielonych w temacie.

 

Choose Yourself
James Altucher

To rzekomo narodowy bestseller w Stanach. Kto zna Jamesa, ten wie o co chodzi, kto nie zna, to niech pozna. Pisze posty, książki i prowadzi podcast The James Altucher Show, w którym rozmawia z różnymi znanymi osobami (polecam np. wywiad z Sethem Godinem). Sama książka opiera się o koncepcję, że w dzisiejszych czasach jedyne, co Ci jest potrzebne to Ty sam. Nie potrzebujesz wydawcy by wydać książkę. Nie potrzebujesz wytwórni muzycznej, by stać się gwiazdą muzyki. Sam możesz decydować o sobie.

Polecam.
Kilka ciekawych konceptów, ale jak na narodowy bestseller, to nie spodziewaj się tam cudów. Może coś Ci się tam w głowie otworzy, ale mózg Ci nie wybuchnie.

 

Follow Your Heart
Andrew Matthews

Mała książeczka z obrazkami samego autora, która powie Ci jak żyć. Jeśli potrzebujesz poczuć się zmotywowanym, to możesz ją sobie przejrzeć. Ale Twojego życia nie zmieni.
Przeczytałem z ciekawości, w jaki sposób można napisać taką książkę.

Nie polecam.

 

The 5 AM Club: How To Get More Done While The World Is Sleeping
Michael Lombardi

Nic z tego nie pamiętam, poza tym, że to jakieś g…o.

NIE polecam.

 

 

 

The 4-Hour Workweek
Tim Ferris

Klasyk. Przeczytałem i spodobało mi się kilka konceptów z tej książki. Myślę też, że w pewnym stopniu wpłynęła ona na decyzje, jakie podjąłem w sferze zawodowej. Zmienia myślenie a przynajmniej dodaje inną perspektywę. Warto się z nią zapoznać.

Polecam.
Dla tych, co chcą się rozwijać, co chcą rozwijać swój biznes, co lubią zmieniać perspektywę.

 

The Feedback Imperative: How to Give Everyday Feedback to Speed Up Your Team’s Success
Anna Carroll

Temat zbliżony do tego, o czym jest moja książka „Make Them Grow“, więc przeczytałem by się zapoznać co tam jest. Anna podchodzi do informacji zwrotnej w taki sposób, aby udzielać jej codziennie w sposób bardziej ustrykturyzowany. Podaje również w ksiażce kilka szablonów, które mają usprawnić proces feedbacku. Koncept ciekawy, nie wiem czy działa, bo nie miałem okazji tego przetestować. Odbiorcami są pracownicy większych firm.

Neutralnie.
Nie są to bzdury, ale też nic, co sprawi, że od razu chcesz zacząć rozdawać informację zwrotną na prawo i lewo.

 

Meditation for beginners: How to Meditate, Cure Depression, Anxiety and Manage Stress for Life (Meditation books)
Al Ray

Bardzo króciutka książka z kilkoma technikami medytacji. W sam raz aby zacząć medytować. Od dawna chciałem zacząć medytować, ale jakoś się tak nie składało. Po przeczytaniu tego, stwierdziłem, że zacząć jest tak prosto, że czas to w końcu robić.

Polecam.
Jeśli myślisz o tym, by medytować, to może to uzmysłowi Ci jak prosto jest zacząć i zaczniesz. Jak ja.

 

Always Know What To Say – Easy Ways To Approach And Talk To Anyone
Peter W. Murphy

Większego g..a nie czytałem i nie chce mi się nawet o tym pisać.

NIE POLECAM.

 

 

The Beach Bar
Kate McKabe

Typowa „kobieca“ książka. Przeczytałem w ramach wprawiania się w szybkim czytaniu. Ale to nie jedyny powód. Od czasu do czasu sięgam po coś zupełnie odjechanego, by zmienić perspektywę i wyrobić sobie o tym własne zdanie. Jeśli więc śmiejesz się z artykułów w „Pani Domu“ czy nabijasz z Harlekinów, to przeczytaj najpierw choć jeden, żebyś był prawdziwy w tym nabijaniu się.

Polecam przeczytać coś, po co normalnie nie sięgasz.
Sama książka jest ok, historia jak historia, bez specjalnego suspensu. Nie mam za bardzo porównania z innymi tego typu.

 

How to Create Passive Income with Ebooks
Sylvie McCracken

Dno, nie polecam.

 

 

 

 

Secrets of the Millionaire Mind: Mastering the Inner Game of Wealth

Harv T. Eker

Klasyk. Wszystko, co powinieneś wiedzieć na temat pieniędzy i zarabiania. A w zasadzie wszystko, co powinieneś wiedzieć o myśleniu na temat pieniędzy i zarabiania. Być może dowiesz się dlaczego nigdy nie dojdziesz do wielkiego bogactwa.

Polecam!

 

Depression : 5O Simple Ways To Naturally Beat Depression,Stress,Fear And Live A Happier Life!
Kellie Sullivan

Książka wydaje się nie traktować poważnie choroby, którą jest depresja. Najwyraźniej myli ją ze stanem, w którym czuje się przygnębienie przez dzień lub dwa. A to dwie różne sprawy.

Beznadzieja, nie polecam.

 

The Long Walk
Richard Bachman (Stephen King)

Powieść Stephena Kinga napisana pod pseudonimem, który ma podkreślać nieco inną perspektywę, niż posiada ją Stephen. Ciekawy pomysł, na motyw główny. Książka jednak nie ma zaskakujących zwrotów akcji ani też nie przytwierdziła mnie do fotela na długie godziny. Można za to zobaczyć kunszt pisania. Jak z prostego konceptu napisać książkę. I to okrzykniętą „national bestseller”. Jest ok.

 

Dżihad i samozagłada Zachodu
Paweł Lisicki

Przeczytałem z ciekawości na temat tego, co dzieje się na świecie. Chciałem mieć kolejną cegiełkę do wyrobienie sobie zdania na pewne sprawy. Z książki dowiesz się trochę o Koranie, poprawności politycznej, o liczbach stojących za religiami na świecie. Całość jednak jest napisana dość negatywnym językiem i raczej jednostronnym. Nie stara się nawet przedstawiać drugiej strony medalu. Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego należy walczyć z islamskimi imigrantami, to jest to pozycja dla Ciebie. Jeśli chcesz w jednej książce poznać wszystkie za i przeciw, to tu ich nie znajdziesz.

Jest ok.
Przedstawia kilka faktów, ale negatywny wydźwięk książki nieco przytłacza czytelnika.

 

No to tyle. Udanych lektur Ci życzę :).

]]>
http://mino.lv/jak-szybciej-czytac-ksiazki/feed/ 0
Wyzwanie 90 dni: nie oglądam TV, nie śpię po południu http://mino.lv/wyzwanie-90-dni-nie-ogladam-tv-nie-spie-po-poludniu/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=wyzwanie-90-dni-nie-ogladam-tv-nie-spie-po-poludniu http://mino.lv/wyzwanie-90-dni-nie-ogladam-tv-nie-spie-po-poludniu/#disqus_thread Wed, 14 Dec 2016 17:32:49 +0000 http://mino.lv/?p=217 To czwarty tego typu eksperyment w tym roku. Moim postanowieniem na rok 2016 było wykonanie 4 eksperymentów, polegających na tym, że przez kolejne kwartały roku, zaczynając od 1 stycznia, nie będę robił jakiejś rzeczy, którą zwykle robiłem.

Początkowo chciałem zrobić sobie roczny eksperyment absolutnego nie picia alkoholu. Pomimo faktu, że trunki spożywam raczej okazjonalnie, to byłem przekonany, że nie wytrwam w tym postanowieniu cały rok. Nie mam na tyle wyćwiczonej silnej woli. Bo z tą wolą jest tak jak z mięśniem, trzeba to ćwiczyć. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej obiektywnie i tym samym stanęło na trzymiesięcznych okresach, lub jak kto woli na 90 dniach.

Po co to wszystko?
Bo eksperymentowanie na sobie to fajna zabawa.
Bo „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono“. (Szymborska)
Bo silna wola i jej ćwiczenie rzutuje na wszystkie aspekty życia.

A plan na ostatni kwartał roku był (jest!) prosty: koniec z oglądaniem telewizji i koniec z drzemkami po południu. Wiem, wiem. Pewnie niektórzy z Was właśnie o tym marzą, aby sobie pospać po południu albo wieczorkiem obejrzeć telewizję. No ale tak już jest ten świat zbudowany, że chcemy to, czego nie mamy, a jak coś mamy to tego nie chcemy.

Pomimo, iż oficjalnie eksperyment ciągle trwa, to postanowiłęm opisać go już teraz, bo już teraz widać jego skutki.

Oglądanie TV
Wyrobiłem sobie taki nawyk, że wieczorem, po całym dniu pracy i zabawy z dziećmi, kiedy w końcu położyliśmy je spać, siadałem przed telewizorem jedząc kolację. W niektóre dni najpierw biegałem (polecam bieganie o tej porze po Wielkopolskim Parku Narodowym bez latarki – wykręca się lepsze czasy, gdy zaszeleści coś w krzokach) a później jadłem kolację i siadałem przed TV. Tłumaczyłem to sobie tak, że skoro pracuję głową i do tego ogarniam kilkuletnie dzieci w ciągu dnia, to należy mi się chwila niewyczerpującej umysłowo rozrywki. Relaks taki. Pomysł dobry, jednak w praktyce nieco zwodniczy. Szybko bowiem okazywało się, że TV włączone na czas kolacji przeciągało się do 2h, po których już w ogóle się nic nie chciało. Zresztą był to już czas, żeby powoli kłaść się do łóżka, gdzie (o zgrozo!) musiałem walnąć jeszcze swoje 500 słów. Postanowiłem więc wyeliminować to telewizyjne dziadostwo i pożeracza czasu.

Popołudniowa drzemka
Ze snem każdy ma inaczej. Jedni wstają wcześnie i wcześnie chodzą spać. Inni siedzą do późna ale rano bez kawy to nawet nie podchodź. Jeszcze inni potrzebują zdrzemnąć sie po południu. Inni nigdy nawet nie słyszeli o takim wynalazku. Ja, prawdopodobnie w genach, odziedziczyłem popołudniowe spanie. Odkąd pamiętam, w rodzinnym domu było to powszechnie przez domowników praktykowane. Godzinka na regenerację. Ja sam często to robiłem, szczególnie teraz jak pracuję z domu. Tym bardziej, że częściej niż zwykle siedziałem do późna, a rano nie trzeba nawet budzika nastawiać. W końcu mam dzieci, które sprawy takie jak budzenie rodziców mają zaprogramowane w pamięci jedynie do odczytu (chciałem napisać w ROMie, ale chyba by było za bardzo geekowsko). W spaniu nie ma niby nic złego, a jednak. Nie dość, że była to godzina albo półtorej wyrwane z dnia to jeszcze po przebudzeniu potrzebny był czas na dojście do siebie. Poza tym, czułem że jest to łatanie problemu krótkiego snu w nocy.

Eksperyment
Od początku października więc zdecydowałem, że wywalam ze swjego życia te dwie rzeczy. Pustkę jednak należy czymś zapełnić. Życie nie znosi pustki. Pustka w życiu, nie jest wypełniona powietrzem. Pustka w życiu to próżnia, która tylko czeka na jakieś rozszczelnienie, żeby wessać coś do środka. Potwierdza to również złota zasada zmiany nawyków. Nawyków nie da się po prostu usunąć, trzeba je czymś zastąpić.

Jeśli chodzi o wieczory to sprawa rozwiązała się splotem okoliczności. Od jakiegoś czsu mam postanowienie pisania 500 słów dziennie, bez względu na to czy jest to blog post, książka, czy jakieś bzdury do szuflady. Trzeba napisać i już. Jak wspomniałem kiedyś wcześniej, robiłem to głównie wieczorami. Pomyślałem sobie też, że skoro już piszę, to dlaczego nie robić tego za pieniądze? Ogłosiłem się zatem na jednym z portali freelancerskich, że mogę coś komuś napisać lub przetłumaczyć. Przez miesiąc nikt się nie odzywał, aż nagle wpadło jedno zlecenie. Później drugie. Później trzecie, czwarte i piąte. Zacząłem robić je wieczorami, wtedy kiedy dawniej oglądałem telewizję. Sztywno zdefiniowane terminny oddania pracy dodatkowo mobilizują, żeby robotę wykonać. Tym samym znalazłem wieczorne zajęcie, które wspomaga moje szlifowanie pisania a dodatkowo jest źródłem dodatkowego dochodu.

Przez miesiąc pracy w ten sposób, doliczając do tego kilkanaście godzin poza wieczorami, zarobiłem 1000 zł.

Jakby doliczyć jeszcze do tego różnicę w poborze prądu pomiędzy macbookiem a telewizorem to wyjdzie może i 1030zł ;).
Ze spaniem natomiast radzę sobie na trzy sposoby. Po pierwsze staram się nie siedzieć dłużej niż do północy, co daje mi ok. 7h snu w nocy. Statystycznie, bo przy dzieciach nic nie ma na stałe. Zdarza się, że pomylą noc z dniem albo urządzają migracje ludności pomiędzy własnym pokojem a pokojem rodziców. Drugi sposób to taki, że piję małą kawę po południu. To chciałbym wyeliminować, bo jest to zastąpienie jednego złego nawyku, drugim ;). Trzeci sposób to taki, że senność w tych godzinach często bierze się ze zwykłego znużenia. Staram się wtedy porobić coś innego, co wybije mnie z monotonii. Tak czy inaczej, zysk jest taki, że więcej śpię w nocy a za dnia mam nieco więcej czasu.

Ciekawym jest jeszcze fakt, że jest to ostani eksperyment, którego nie przestrzegam bezwzględnie, a mimo to się go trzymam. Pozostałe eksperymenty traktowałem binarnie. Jeśli choć raz złamałem swoje postanowienie, to kończyłem eksperyment z łatką“failed“ (zdarzyło mi się w trzecim kwartale, pierwsze dwa kwartały były spełnione). Miałem tak, że jak raz złamałem swoje postanowienie, to szybko następował drugi raz, i później postanowienie się sypało. Tym razem byłem w stanie bardzo sporadycznie włączyć tv (na Azję Eksperess jedynie) albo przespać się po południu (jak kładłem syna, to żeby mu pokazać jak to się robi) a mimo to nie stawało się to normą i nie uznałem tego za fail. Może więc poprzednie 3 eksperymenty dały mi coś trwałego.

To chyba tyle. Czy po tych czterech eksperymentach jestem na tyle silny, by w 2017 zrobić sobie postanowienie roczne? Chyba nie, ale myślę, że półroczne jest dla mnie teraz do zrobienia. Zastanawiam się też, czy postanowienie ma polegać na nie robieniu jakiejś rzeczy, czy też na robieniu jakiejś rzeczy. Oba te aspekty są równie ważne. Liczy się zarówno to, co robisz jak i to, czego nie robisz. W obu postanowieniach też trudno jest wytrwać. Ale trening czyni mistrzem.

Oto, czego nauczyły mnie te 4 eksperymenty.

I. Dopasować czas eksperymentu do własnych możliwości (można zacząć od tygodnia, czy miesiąca i stopniowo wydłużać czas przy kolejnych).

II. Wziąć coś ambitnego, stanowiącego wyzwanie, a nie rzecz, której i tak się nie robi/robi.

III. Jak nie ma się wprawy, to przestrzegać zakazu BEZWZGLĘDNIE – nic nie może usprawiedliwić odstępstwa od zasady w czasie trwania eksperymentu.

]]>
http://mino.lv/wyzwanie-90-dni-nie-ogladam-tv-nie-spie-po-poludniu/feed/ 3
5 rzeczy których nauczy Cię dziecko http://mino.lv/5-rzeczy-ktorych-nauczy-cie-dziecko/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=5-rzeczy-ktorych-nauczy-cie-dziecko http://mino.lv/5-rzeczy-ktorych-nauczy-cie-dziecko/#disqus_thread Thu, 13 Oct 2016 09:29:00 +0000 http://mino.lv/?p=169 Wszyscy rodzice mają tę samą sytuację – mają dzieci. To co ich różni między sobą to fakt, czy czerpią z tej relacji czy też relacja wyczerpuje ich.     

„…and as I hung up the phone, it occurred to me
he’d grown up just like me, my boy was just like me”

Cats In The Cradle by Harry Chapin

Listopad 2011 roku, samolot lini Aeroflot, relacja Warszawa – New Delhi. Siedzę obok wyciszonego Rosjanina, z którym wywiązuje się rozmowa.

Rosjanin: Pierwszy raz lecisz do Indii?
Ja: Tak, pierwszy. A Ty?
R: Trzeci. Latam tam pomedytować.
J: Ooo, ciekawe.
R: Będzie to dla Ciebie szok za pierwszym razem. Ja jak leciałem to się mocno zdziwiłem.
J: Będzie dobrze. Dużo czytałem, przeglądałem Internet, jestem przygotowany.
R: Na Indie nie można się przygotować.

Zdanie „na Indie nie można się przygotować“ nie zrobiło wtedy na mnie specjalnie dużego wrażenia. Czułem, że jestem dobrze przygotowany pod względem fizycznym, psychicznym i merytorycznym. Wiedziałem też, że odrobiona wcześniej praca domowa w postaci przeczytania dziesiątek artykułów na sieci, daje mi jakąś wiedzę co do tego kraju.

To co tam zobaczyłem przerosło moje najśmielsze oczekiwania i nie miało nic wspólnego z tym, co znałem do tej pory. Ba, nawet z tym, co sobie wyobrażałem. Zdziwieniu nie było końca a zdanie wypowiedziane przez mojego towarzysza podróży nabierało prawdziwego znaczenia.

Rok później doświadczyłem podobnego zdziwienia, gdy na świat przyszło moje pierwsze dziecko. Ludzie mówili jak będzie, w książkach pisali jak będzie, więc czułem się przygotowany na to, jak będzie. Teraz jednak już wiem, że na pewne wyzwania w życiu nie można się przygotować a priori. Można się ich nauczyć gdy się ich doświadcza, ale nigdy wcześniej.

Dlatego i w tym artykule nie będę pisał w jaki sposób przygotować się na dziecko, gdyż zwyczajnie uważam, że nie można się do tego przygotować. Tak jak nie można się przygotować na szok po wylądowaniu w New Delhi. Napiszę jednak o tym, w jaki sposób doświadczanie tacierzyństwa (czy też macierzyństwa) można wykorzystać do rozwoju osobistego.

Wychowałem się w przeświadczeniu, że to rodzice zawsze wszystko wiedzą, podobnie jak nauczyciele czy szef w pracy. To oni mają wszystkie odpowiedzi na zadawane im pytania. W domu rodzice nie uzgadniali z nami (ze mną i rodzeństwem) istotnych spraw i nie czułem by wiele się ode mnie uczyli (choć nie wykluczam, że tak było).

Ja jednak mocno staram się uczyć od swoich dzieci i wykorzystać tę sytuację do tego, by być lepszym człowiekiem. Dla mnie rodzicielstwo, oprócz świadomego podejścia do wychowywania dzieci, to również doskonały sposób na samorozwój.

Poniżej spisałem kilka rzeczy, których uczę się będąc ojcem.

1. Nie mów, zrób – bądź prawdziwy

Słowa są niczym w porównaniu do tego, w jaki spośób się zachowujesz. Dzieci są doskonałymi obserwatorami rzeczywistośći. Jeśli robisz jedno a dziecku mówisz co innego, to z prędkością światła ten dysonans zostanie przez dziecko odnotowany. Może przez chwilę, z posłuszeństwa, dziecko będzie robić tak, jak mówisz, ale nie zbudujesz słowami docelowej postawy. Prawda jest taka, że dziecko powielać będzie Twoje zachowania a nie to, co mówisz.
Zawsze jak o tym myślę przypomina mi się utwór Harrego Chapina „Cats in the cradle“, który rozpowszechnił w latach ’90 zespół Ugly Kid Joe. Polecam wysłuchać wraz z tekstem na YouTube.

Niestety wiele czynności w codziennym życiu wykonujemy bez udziału świadomości. Dziecko o tym nie wie, ale widzi samą czynność, która jest wykonywana. Rejestruje ją i wiąże z faktem, że tak zachowuje się jego autorytet – czyli rodzic. Następnie powiela tę czynność. Nie jesteś więc w stanie świadomie cały czas oszukiwać dziecka w jakiejś sprawie. Jeśli na co dzień przeklinasz a przy dziecku się powstrzymujesz, to wcześniej czy później wyjdzie to na jaw. Albo zaczniesz przeklinać myśląc, że dziecka nie ma w pobliżu a z jakichś powodów ono się tam znajdzie. Albo w kryzysowej sytuacji, gdy przytrzaśniesz sobie palec drzwiami krzykniesz „K**a!“. Zestaw przyczyna-skutek został zarejetrowany przez dziecko. Wie teraz, że jak się uderzy albo samo przytrzaśnie palec ma powiedzieć „K**a“. Czasem nawet nie odnotujesz tego faktu, że zachowujesz się czy mówisz w jakiś sposób. Zobaczysz to u dziecka jak w lustrze i będziesz dziwił się, skąd u niego takie słowa czy zachowanie.
Ludzie częściej używają słów zamiast czynów bo są proste. Zdecydowanie łatwiej powiedzieć dziecku „nie bluźnij“ niż samemu przestać to robić. Jednak jedyną skuteczną drogą by wskazywać prawidłową drogę, jest zmiana siebie samego. Nie wystarczy postanowienie „przy dziecku nie przeklinam“ ale prawdziwa zmiana, że po prostu przestajesz przeklinać w ogóle.
To dla mnie największa wartość z wychowywania. Zmieniam siebie po to, żeby zmienić dziecko. Nie zmieniam dziecka, bez zmiany siebie. To nie działa.

2. Bądź cierpliwy – to się opłaca

Cierpliwość, to cecha charakteru, która przy dzieciach notorycznie poddawana jest próbie. Działa trochę jak mięsień. Ćwiczona potrafi znacznie zwiększyć swoją pojemność. Przećwiczona potrafi się mocno osłabić i w krytycznych momentach nie spełnić swojej funkcji. Na szczęście ćwiczona jest przez lata, dzień po dniu. Ćwiczysz ją, kiedy zaczyna się trzecia godzina odkąd nosisz na rękach płaczące niemowle w środku nocy, kiedy trzylatek zadaje Ci siedemnaste pytanie a nie minęło jeszcze 5 minut odkąd zadał pierwsze, kiedy dobiega druga godzina odkąd przedszkolak rozpoczął zjadanie małej kanapki, kiedy siedemnasty raz powtarzasz, jak pedałuje się na rowerku. Przykładów można mnożyć bez końca.
Ćwiczenie cierpliwości owocuje nie tylko w większym spokoju przy dziecku. Rzutuje na wszystkie inne aspekty Twojego życia. Dzięki temu lepiej potrafisz radzić sobie z „natychmiastowymi nagrodami“ co przekłada się na lepsze inwestowanie czasu i pieniędzy.

3. Nie ma, że Ci się nie chce

Dzieci są najbardziej bezwzględnymi i bezdusznymi istotami, jakie spotkałem. Nawet najbardziej wymagający szef będzie bardziej empatyczny i wyrozumiały niż własne dzieci. Nie ma znaczenia, czy przespałeś noc czy nie, czy boli Cię głowa, czy właśnie musisz pilnie iść się wysikać, czy też cały dzień malowałeś mieszkanie. Dzieci nie są tymi rzeczami absolutnie zainteresowane. Są natomiast mocno zainteresowane swoimi potrzebami i mają sposoby by skutecznie je manifestować. To zmusza Cię do robienia pewnych czynności w takich momentach, w których żadna inna siła by Cię do tego nie zmusiła. To z kolei daje Ci przekonanie, że to nie jest tak, że już w tym momencie jesteś tak zmęczony, że nic nie jesteś w stanie zrobić. Skutecznie przesuwasz swoje granice momentu nie robienia rzeczy i dzięki temu lepiej wiesz, ile w Tobie drzemie jeszcze siły. Przyda Ci się to i w pracy, kiedy będziesz zmęczony projektem a będziesz wiedział, że zostało jeszcze coś do zrobienia.

4. Bądź konsekwentny a będziesz miał spokój

Niezwykle szybko okazuje się, że bez konsekwencji za daleko z wychowaniem się nie ujedzie. Z wychowaniem w pradziwym tego słowa znaczeniu oczywiście. To podstawowe narzędzie do pracy z dzieckiem i opanowanie tej sztuki to absolutna podstawa dobrych układów w rodzinie. I tu znów wracamy do punktu 1. Jeśli chcesz by dziecko było konsekwentne, to w pierwszej kolejności musisz ją opanować Ty, jako rodzic. Dziecko w przyszłości będzie miało już dobre wzorce, co to znaczy być konsekwentnym, bo takie zachowania poznało w domu. Tobie natomiast konsekwencja przyda się na dwa sposoby.
Pierwszy to taki, że bardzo pomoże Ci w bezstresowym wychowaniu. Konsekwentne działania przekładają się na większą przewidywalność, co z kolei przekłada się na większy spokój dziecka. Jeśli dziecko wie, czego oczekiwać i co się za chwilę wydarzy, jest spokojniejsze. Zresztą ta zasada dotyczy nie tylko dzieci. Sam odpowiedz sobie na pytanie, czy masz większy spokój ducha, kiedy rzeczy są przewidywalne, czy też kiedy nie masz pewności co do tego, co za chwilę będzie się działo.
Drugi sposób w jaki wykorzystasz konsekwencję to lepsze osiąganie życiowych celów. Konsekwencja jest podstawą do tego, żebyś mógł przebiec maraton, zrobił jakieś projekt na boku, nauczył się języka czy skutecznie zmienił sposób żywienia. Wartość tej cechy jest nie do przecenienia w wielu aspektach życia.

5. Twoje ograniczenia stają się ograniczeniami dziecka

W kontaktach z dziećmi i w uczeniu ich świata, jak w lustrze, szybko dostrzeżesz własne ograniczenia. Przejawiają się one na przykład w tym, że każesz dziecku robić coś, czego samemu nigdy nie stosowałeś („bij się o swoje, nie daj się“, „idź zapytaj tego pana“, „powiedz pani w szkole, że…“). Albo w tym, że widzisz jak dziecko powiela Twoje zachowanie i zauważasz u niego ograniczenia, które Ty sam masz Albo że dziecko mówi Ci o czymś, że jest możliwe a Ty to negujesz. I to nie dlatego, że to nie jest możliwe globalnie, tylko dlatego, że nie jest to możliwe dla Ciebie.
Uczysz się przez to o sobie samym i nabywasz przekonania, że jeśli nic z tym nie zrobisz to Twoja pociecha „odziedziczy“ te blokady po Tobie. Wiesz też, jak bardzo przeszkadzają Ci one w Twoim życiu i przez miłość do dziecka, nie chcesz, by spotkał je podobny los. A to daje dużą siłę do tego, byś walczył ze swoimi słabościami.
To między innymi dlatego porzuciłem pracę na etacie i zająłem się tym, co uważałem, że w danej chwili chcę robić. Jak mógłbym powiedzieć za kilkanaście lat dorosłemu synowi „załóż synku swój biznes, podążaj za swoimi marzeniami“ jak sam spędziłbym całe życie w jednej pracy, marząc o rzeczach, których nigdy nie zrealizowałem?

Dla jednych, dzieci to wspaniała przygoda, dla innych możliwość własnego rozwoju, dla jeszcze innych utrapienie i ciągłe zmagania z rzeczywistością. Wszyscy rodzice mają tę samą sytuację – mają dzieci. To co ich wyróżnia, to nastawienie do tej relacji. Niektórzy wykorzystają ją na swoją korzyść, inni będą się z nią zmagać i padną wyczerpani.

]]>
http://mino.lv/5-rzeczy-ktorych-nauczy-cie-dziecko/feed/ 1
Biznes plan czy pójście na żywioł http://mino.lv/biznes-plan-czy-pojscie-na-zywiol/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=biznes-plan-czy-pojscie-na-zywiol http://mino.lv/biznes-plan-czy-pojscie-na-zywiol/#disqus_thread Mon, 26 Sep 2016 09:02:15 +0000 http://mino.lv/?p=145 Razu pewnego jeden doradca zawodowy zapytał mnie jakie mam plany na przyszłość. Powiedziałem mu, że założyłem działalność i że chcę spróbować zrobić ludziom parę kursów z technik miękkich. Doradca zapytał mnie czy mam jakiś biznes plan na to. Odparłem, że nie mam. On na to, że musze mieć. No właśnie, czy muszę?

Nie wydaje mi się, że jak budowali Stadion Narodowy, to mieli podpisane umowy na kolejne 30 lat. Wiedzieli wtedy jakie imprezy będą się tam odbywać? Wiedzieli kto będzie koncertował, że zrobią tam moto show, etc.? No pewnie poza Euro nie bardzo mieli pojęcie co tam będzie się działo. Ale wiedzieli, że samo wybudowanie stworzy możliwości do tego, żeby jakieś imprezy mogły się tam odbywać. Stworzyli możliwość i później z tej możliwości zaczęli korzystać.

Jak zaczynałem biegać kilka lat temu nie miałem bladego pojęcia dokąd mnie to zaprowadzi. Nie robiłem sobie wielkich założeń, że w ciągu najbliższych dwóch lat ma mi przynieść to takie a takie korzyści. Po prostu zacząłem biegać, bo to lubiłem i byłem przekonany, że jest dobre dla zdrowia. Tyle. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że przeżyję wiele uniesień i wzruszeń kończąc kolejne mety maratonu, że dzięki temu spędzę z bratem dużo więcej czasu, niż bym nie biegał, że odwiedzę miasta, do których bym nie pjechał, jak bym nie biegał, etc. Sama decyzja o rozpoczęciu przygody z bieganiem otworzyła mi szereg możliwości i przyniosła takie korzyści, na które nawet bym nie wpadł zaczynając zabawę z tym sportem. Nie miałem na to planu a mimo to życie pozytywnie mnie zaskoczyło. A raczej ja zacząłem korzystać z możliwości, jaką sobie wcześniej stworzyłem.

Teraz piszę. Nie mam na to planu. Nie piszę dlatego, że w biznes planie założyłem sobie bestseller w dwa lata. Piszę, chcę być w tym coraz lepszy i z ciekawością oczekuję tego, co przyniesie przyszłość. Nie chcę biznes planu i ścisłego trzymania się go. Wiem, że doskonalenie pisania może stworzyć możliwości, o których nie mam pojęcia że istnieją. Będę o nich wiedział, jak już tam dotrę. Więc jak mógłbym zakładać je teraz?

Bez wątpienia robienie rzeczy bez sprecyzowanego celu jest lepsze od nie robienia rzeczy w ogóle. Czasem jednak nie ma co martwić się o „biznes“. Jeśli lubisz to co robisz i będziesz w tym dobry, to znajdą się na świecie ludzie, którzy będą chcieli Ci za to zapłacić.

]]>
http://mino.lv/biznes-plan-czy-pojscie-na-zywiol/feed/ 0
Mógł mieć iPhone 7 a ma… książkę! http://mino.lv/mogl-miec-iphone-7-a-ma-ksiazke/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=mogl-miec-iphone-7-a-ma-ksiazke http://mino.lv/mogl-miec-iphone-7-a-ma-ksiazke/#disqus_thread Tue, 20 Sep 2016 09:22:14 +0000 http://mino.lv/?p=137 Ta niewiarygodna historia wydarzyła się naprawdę…

Niby człowiek przy zdrowych zmysłach, niby inteligentny, rozumny. Sąsiedzi twierdzą, że zawsze mówi „Dzień dobry“. A tu taka decyzja. Miał do wyboru nowiutkiego iPhone 7 (w niespotykanej dotąd wersji Jet Black) a wybrał własną książkę…

Dziś krótka historia na temat mojej książki i skąd wzięła się spora luka czasowa w pisaniu postów na blogu.

Jakiś czas temu wymyśliłem sobie, że napiszę książkę. Pomysł wziął się stąd, że kilka tygodni wcześniej prowadziłem, wraz z koleżanką, szereg warsztatów z Informacji Zwrotnej. Chcieliśmy dać ludziom garść wiedzy o tym jak dawać i przyjmować feedback oraz o tym jak mogą reagować ludzie w takich sytuacjach. Zebraliśmy sporo pozytywnych komentarzy na temat warsztatu i my sami mieliśmy poczucie, że uczestnicy dostali od nas coś wartościowego, co mogą wykorzystać w swojej pracy czy życiu osobistym. Z niewielkiego skryptu, który napisałem na potrzeby warsztatu zrodził się (w bólach – dosłownie, książkę pisałem na stojąco) podręcznik o feedbacku, nazwany Master The Feedback and make difficult conversations easier.

Pomyślałem sobie, że jest to coś, co może przydać się ludziom nie tylko w korporacjach, gdzie feedback stał się bezużytecznym buzzwordem, ale i w codziennych relacjach. W rozmowie z partnerem, rodzicem czy dzieckiem wcześniej czy później zmierzymy się z wypowiedzią dotyczącą ich lub naszego zachowania. Warto wiedzieć jak robić to dobrze, by powiedzieć swoje zdanie ale nie urazić przy tym najbliższych. Chodzi też o to, by to co mówimy osiągnęło pożądany efekt. Zwracamy komuś uwagę po to, by zmienił swoje zachowanie, nie zaś po to by wzbudzić kłótnię (choć i takie intencje też się zdarzają).

Nie podszedłem do tego projektu wielkimi kalkulacjami czy badaniami rynku. To było raczej

Biznes plan czy pójście na żywioł

i czekanie co się wydarzy. Nie wiedziałem co dzięki temu będzie możliwe. Ale wierzyłem, że nawet jeśli się to nie skalkuluje, to warto to zrobić.

Napisanie książki, zlecanie i weryfikowanie różnych zadań z nią związanych, i promocja pochłonęły trzy miesiące. Przez ten czas nie tylko pisałem, ale przede wszystkim dużo się uczyłem. Nie rozmawiałem przed tym z nikim, kto przeszedłby tą drogę i dał wskazówki co robić, gdy publikuje się książkę. Do wszystkiego doszedłem sam, czytając i doświadczając na własnej skórze. Jeśli wykorzystam zdobytą w ten sposób wiedzę, to pewnie będzie to cenniejsze niż samo wydanie.

Wydanie swojej książki oczywiście kosztuje, stąd też wziął się tytuł tego artykułu (starałem się użyć stylu gazety „Fakt“, ale wiem że ciągle jestem za cienki w uszach by im dorównać chwytliwością nagłówków, przepraszam). Koszty są wyższe, jeśli robi się to po raz pierwszy. Wraz ze zdobywanym doświadczeniem można te wydatki nieco przyciąć. Nie wiedziałem, czy ksiażka będzie się sprzedawać, czy zarobię sto, tysiąć czy milion złotych. Ale chciałem podjąć to ryzyko, spróbować, wiedzieć jak to jest, mieć własny produkt. Chciałem poczuć ten dreszczyk emocji, kiedy wypuszczasz coś na rynek i obserwujesz co się dalej z tym dzieje. Czy wtopiłeś, czy też produkt będzie viral a Ty staniesz się milionerem. Ciekawe doświadczenie.
Tytuł artykułu jest trochę przewrotny. Porusza ważną kwestię wydawania oraz inwestowania. Ale to już temat zdecydowanie na kolejny artykuł.

Chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy kupili, przeczytali, napisali review lub w inny sposób wsparli tę inicjatywę. Każdy taki gest jest dla mnie bardzo ważny, bo definiuje sens wydania tej książki. Dzięki.

]]>
http://mino.lv/mogl-miec-iphone-7-a-ma-ksiazke/feed/ 0