mino – mino.lv http://mino.lv Blog o samorozwoju, eksperymentach i poszerzaniu horyzontów. Thu, 26 Jan 2017 21:36:33 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.6.14 To mikrodecyzje zmieniają to, kim jesteś http://mino.lv/to-mikrodecyzje-zmieniaja-to-kim-jestes/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=to-mikrodecyzje-zmieniaja-to-kim-jestes http://mino.lv/to-mikrodecyzje-zmieniaja-to-kim-jestes/#disqus_thread Thu, 26 Jan 2017 21:36:33 +0000 http://mino.lv/?p=266 Jakoś tak się dzieje, że ludzie oczekują jakichś spektakularnych wydarzeń w swoim życiu. Celebrują wszelkie uroczystości takie imieniny, urodziny, nowy rok, ślub, pogrzeb, narodziny, chrzest, zmiana pracy, otrzymanie pracy, i tak dalej. Jest dużo tak zwanych ważnych momentów w życiu każdego z nas i okazji do tego, żeby je upamiętniać. Jednak, wbrew pozorom, to nie one determinują nasze życie i to nie tym momentom oddajemy cześć, co powinniśmy. O tym, kim jesteśmy, decydują wydarzenia, do których nie przywiązujemy większej wagi i których nie opijamy szampanem. Wydarzają się po cichu, raczej w blasku świecy niż blasku reflektorów.
 
Przypomina mi się rozmowa telefoniczna z moim przyjacielem, którą przeprowadziłem kilka lat temu. Niedługo przed tą rozmową urodziło mu się pierwsze dziecko. Powiedział mi wtedy, że muszę zrozumieć jego sytuację, że pojawiło się dziecko, dlatego nie będzie mnie od tej pory za często odwiedzał. Hm… pomyślałem. Do czasu tej rozmowy był u mnie raz, odkąd mieszkamy 200km od siebie. Powiedziałem mu więc, że w sumie za wiele się nie zmieni. Na co on z radością w głosie odparł „no w sumie tak“. Fakt narodzin córki nie zmienił jego zachowania w tym temacie. Dał mu jedynie argument na usprawiedliwienie tego, co i tak robił już wcześniej. 
 
Ważne wydarzenia w życiu rzadko sprawiają, że człowiek się zmienia. Takie rzeczy, o ile w ogóle są możliwe, nie dzieją się z dnia na dzień. Możesz mieć na ten temat inne zdanie, bo co jakiś czas usłyszysz lub przeczytasz w przekazach medialnych o tym, że kogoś spotkała tragedia i że było to iskrą do zmian w jego życiu. Owszem, budzą emocje doniesienia w takim tonie, że komuś zmarło dziecko i założył po tym fundację pomagającą innym dzieciom. Albo, że ktoś otarł się o śmierć i teraz „stał się innym człowiekiem“. Po pierwsze nigdy nie wiesz, jakim człowiekiem była ta osoba wcześniej i co oznacza, że jest inna. Czy osoba, która założyła fundację nie pomagała wcześniej w ogóle? Może pomagała, tylko na inny sposób. Nie wiemy. Po drugie, nawet jeśli prawdą jest to, że życia tych ludzi diametralnie się zmieniły, to warto pamiętać o całych rzeszach tych, którym życie się nie zmieniło a którymi media się nie interesują, bo temat zwyczajnie jest nieinteresujący (pomyśl, czy chciałbyś przeczytać historię o tym, że ktoś był bogatym sknerusem i nie dawał na biednych, otarł się o śmierć i po tym wydarzeniu dalej jest sknerusem i nie daje na biednych).
 
Ważne wydarzenia w życiu wzmacniają jedynie zachowania, które w danej osobie były już wcześniej. Ile razy słyszy się, że komuś odbiło po tym, jak został milionerem albo jak stał się sławny. Nie, on był już taki wcześniej. Teraz po prostu pokazał to w pełni. On się specjalnie nie zmienił, to tylko jego granice się przesunęły. Nie stał się z dobrodusznej osoby bezwzględnym i cynicznym dupkiem. Wyobrażasz sobie sytuację, w której osoba pokroju Matki Teresy staje się nagle bogata i mówi: a chrzanie to całe pomaganie, idę się zabawić i roztrwonić trochę forsy? Ja nie. W drugą stronę też nie.
 
Taką okazją, ważnym momentem jest Nowy Rok. Dla wielu to świetna okazja do składania sobie obietnic bez pokrycia (nikogo tak łatwo nie wydymasz jak siebie samego). Zarzekają się wtedy, że od teraz ich życie będzie inne. Gdyby jednak spojrzeć z boku, to na pierwszy rzut oka wysuwa się absurd, jakoby zmiana daty w kalendarzu miała jakiekolwiek połączenie z tym, kim jesteśmy. Nie będziesz chodził przez kolejne 12 miesięcy na siłownię tylko dlatego, że kilka miesięcy wcześniej zmieniła się data z 31 grudnia na 1 stycznia. Nie staniesz się konsekwentny tylko dlatego, że przewiesiłeś kalendarz na ścianie ze starego na nowy. Postanowienia nie działają, bo opierają się na rewolucji. A ta z natury rzeczy jest mocnym, jednostkowym zrywem, po którym znów nic się nie dzieje. 
 
To, co dzieje się codziennie, to mikrodecyzje, które podejmujesz. Każdego dnia są ich dziesiątki. Na przykład ile razy zjadając chipsy mówisz sobie, że nie powinnaś, ale to już ostatni raz, że teraz Ci się należy, bo chwilę pobiegałaś albo wyszłaś z psem. Ale generalnie rzucasz to, a przynajmniej  od następnego razu już ograniczysz. Albo ile razy wiedziałeś, że powinieneś iść na trening, ale pomyślałeś sobie że dziś, ten jeden raz sobie odpuścisz, bo wziąłeś nadgodziny i już dzisiaj się napracowałeś. Czy też ile razy mówiłeś sobie, że ograniczysz granie na Play Station ale tym razem dasz czadu bo jest ku temu okazja – przyszli przyjaciele, z którymi dawno się nie widziałeś. 
 
Decyzja, którą podejmujesz tu i teraz jest małą, niezbyt spektakularną chwilą. Dotyczy jakiegoś małego wycinka Twojego życia a najpewniej małego fragmentu tego wycinka. To, czy ograniczysz granie na konsoli w ogóle, w życiu,  jest całkiem dużą decyzją i świetnie nadaje się na postanowienie noworoczne. Ale to, czy w danej chwili zagrasz 30 minut czy 2h, to w skali całego życia wydaje się, że nie ma praktycznie znaczenia. Że niczego to nie zmieni, bo jest to jednorazowa decyzja.
 
A to właśnie mikrodecyzje, nie spektakularne wydarzenia, determinują kim jesteś i co robisz w życiu. To właśnie decyzją podjęta tu i teraz, że ograniczysz w tej chwili granie z 2h do 30 minut jest decyzją, która zmieni Twoje życie. Cała zabawa polega na tym, że Ty tego nie zobaczysz. To nie zmieni Twojego życia w tej chwili. W danym momencie nie masz żadnej gratyfikacji za Twoje poświęcenie. Ba, czujesz nawet że coś tracisz (w tym wypadku dobrą zabawę). Czujesz się wtedy oszukany. Wykonałeś wielki wysiłek i nie dostałeś nic w zamian. 
Ludzki mózg nie jest przyzwyczajony do takiej sytuacji, nie działa w ten sposób. On domaga się natychmiastowej nagrody. Wykonał jakiś wysiłek, to chce otrzymać za to coś w zamian. 
 
Faktycznie jest tak, że jak mózg wykona jakąś pracę, to domaga się natychmiastowej nagrody. Działa jak pracownik zatrudniony na kontrakcie. Wykonałem coś, to oczekuję, że dostanę w zamian z góry określone wynagrodzenie. Pewnie nie raz przekonałeś się jak ciężko z tym walczyć. Odmawiając sobie w danej chwili jakiejś przyjemności skazujesz się w tej chwili na cierpienie. W takiej sytuacji potrzebujesz wstawić w miejsce brakującej gratyfikacji coś innego. Twój mózg potrzebuje wytworzyć pozytywne powiązanie pomiędzy tym, że się starasz a jakąś nagrodą. Oczywiście Twoją nagrodą będzie lepsze życie, ale jest to na tyle odległy i abstrakcyjny czas, że generalnie bardziej Cię demotywuje niż inspiruje do działania. Ty potrzebujesz czegoś tu i teraz.
 
Możesz zastosować kilka sztuczek, które pozwolą Ci uzyskać efekt powiązania drobnych aktów silnej woli z przyjemnością.
 
System nagród.
Stara jak świat technika motywacji. Zdefiniuj sobie system drobnych nagród na wypadek odniesienia sukcesu. Nagroda musi być adekwatna do wysiłku oraz nie może pochodzić z tej samej domeny co wykonana praca. Nie możesz przecież za to, że odmówiłeś sobie oglądania TV w nagrodę obejrzeć TV. Ale możesz w tej sytuacji przeznaczyć ten czas na swoje hobby.
 
Celebracja
Możesz też zacząć celebrować owe mikrodecyzje, na przykład obdzwaniając znajomych. Być może ma to nawet większy sens, niż celebrowanie własnych urodzin, na które nie ma się kompletnie żadnego wpływu. Urodziny przychodzą każdego roku i nie musimy nawet kiwnąć palcem, by zaistniały danego dnia. A mimo to celebrujemy je, jakbyśmy pracowali na nie ciężko cały rok. Ale jak odmówimy sobie czegoś albo wykonamy coś, na co nie mamy kompletnie ochoty choć wiemy, że jest ważne, to puszczamy to w niepamięć. Może warto więc celebrować te chwile również. A może przede wszystkim.
 
Jak dziś nie umyjesz zębów, to nie oznacza to, że jutro obudzisz się z próchnicą. Przejrzysz rano swoje zęby i będą wyglądały identycznie jak dzień wcześniej. Twoja mikrodecyzja o umyciu zębów nie przyniosła spektakularnych wyników. Nie przyniosła nawet niezłych wyników. W zasadzie, to nawet nie widzisz żadnego wyniku. Pamiętaj że jeśli czegoś nie widzisz, to nie oznacza to, że to nie istnieje. Te niewidoczne, ledwie wyczuwalne zmiany mają tendencję do kumulacji i dawania w rezultacie ogromnych konsekwencji. Dotyczy to zarówno wydarzeń pozytywnych jak i negatywnych. Jak dziś poćwiczysz grę na gitarze to nie obudzisz się jutro jako lepszy gitarzysta. Zmiana będzie niezauważalna, choć ta podjęta mikrodecyzja, że w danej chwili poćwiczysz ma kolosalne znaczenie. Za rok będziesz dużo lepszy niż byłeś wczoraj. Codzienne treningi skumulują się i dadzą widoczny efekt. 
 
To, że podjąłeś dużą decyzję o rzuceniu palenia, nie zmieni Twojego życia. To, że w danej chwili nie zapalisz papierosa, choć masz na niego chęć, zmieni Twoje życie diametralnie.
 
Mikrodecyzje mają znaczenie. Zmieniają wszystko.
]]>
http://mino.lv/to-mikrodecyzje-zmieniaja-to-kim-jestes/feed/ 0
Pacta sunt servanda czyli jak dorośli okłamują dzieci http://mino.lv/pacta-sunt-servanda-czyli-jak-dorosli-oklamuja-dzieci/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=pacta-sunt-servanda-czyli-jak-dorosli-oklamuja-dzieci http://mino.lv/pacta-sunt-servanda-czyli-jak-dorosli-oklamuja-dzieci/#disqus_thread Mon, 09 Jan 2017 22:09:12 +0000 http://mino.lv/?p=259 Zdarzyło mi się kiedyś pracować w kafejce internetowej. Biznes oparty był o nasze krajowe standardy, czyli tak zwany biznes po polsku. Nie sprowadzał się więc jedynie do udostępniania Internetu na stacjach roboczych, bo wiadomo, że by się z tego nie wyżyło. Kafejka była więc punktem ksero, punktem laminowania dokumentów, punktem wydruków czarno-białych i w kolorze, punktem przepisywania tekstów oraz punktem sprzedaży biletów autobusowych. Na swojej zmianie byłem jedyną osobą, która to obsługiwała. W sumie, teraz jak na to patrzę to zdobyłem kawał doświadczenia, więc polecam się jakby ktoś chciał coś zalaminować. Na zapleczu w godzinach dopołudniowych urzędował szef, który dodatkowo handlował przez sieć układami scalonymi i lutował płytki drukowane do różnych zastosowań. Tak więc PPHU pełną gębą. Moja robota nie była z tych, co to można zobaczyć na filmach o maklerach giełdowych. Ceny w kafejce były wysokie to i klientów było mało. Szef wychodził z założenia, że woli obsłużyć mniej klientów za wyższą stawkę niż więcej klientów za niższą. Finansowo wyjdzie na to samo a jest mniej sprzątania i mniej się sprzęt zużywa. Trudno było się z nim nie zgodzić. Zresztą, w ogóle szef wychodził z wielu założeń i dlatego pozwoliłem sobie zarysować nieco tę sytuację.
 
Otóż raz, przy jakiejś rozmowie dotyczącej zdaje się kandydatów do pracy (pracowałem zmianowo, więc musiał mnie ktoś zastępować), szef powiedział mi rzecz, która utkwiła mi do dziś (a było to… mmm… no jakieś 12 lat temu).
 
Nie może być tak, że ktoś jest uczciwy w pracy a nieuczciwy w domu. Albo ktoś jest uczciwy albo nie jest.
 
Zacząłem się nad tym zastanawiać i po jakimś czasie zasadę tę przyjąłem jako swoją. Nie, nie znaczy to, że nie zdarza mi się być nieuczciwym. Oczywiście, że mi się zdarza. Ale wynika to raczej z moich słabości a nie z faktu, że daję sobie przyzwolenie na bycie nieuczciwym w jakichś obszarach swojego życia. Albo w stosunku do niektórych ludzi. Są to incydenty, których raczej nie można pogrupować. Poza tym, słowa szefa traktuję nieco szerzej (może on też je traktował szerzej, ale niestety nie miałem okazji z nim o tym pogadać). Jak kto zachowuje się w jednej sferze swojego życia, tak zachowuje się w innych. Jeśli ktoś gardzi ludźmi w pracy, to raczej nie jest ich miłośnikiem jak z niej wychodzi. Jeśli ktoś ma na boku inny obiekt pożądania od kilku lat, to nie łudźmy się, że w pracy odznacza się wysokimi normami moralnymi. I tak dalej.
 
Odkąd pojawiły się w naszym domu dzieci, kładziemy duży nacisk na to, by być w porządku w stosunku do nich. A chodzi o konkretnie o umowy z nimi oraz o poszanowanie ich potrzeb. Pilnujemy danego słowa i wymagamy również tego w drugą stronę. Jeśli któreś z rodziców powiedziało „za chwilkę się z Tobą pobawię“, to choć jest tysiąc innych rzeczy do zrobienia, znajdujemy kilka minut by się pobawić. Nie dlatego, że chcemy w danym momencie (zazwyczaj nie chcemy), ale dlatego, że obiecaliśmy. Jako, że mamy obsesję na tym punkcie, to zwracamy na to uwagę gdy nasze dzieci wchodzą w interakcję z innymi dorosłymi (lub okazjonalnie obserwujemy jak inni dorośli zachowują się w stosunku do swoich dzieci).
 
Wniosek jest taki, że niestety, dorośli kłamią dzieci jak z nut.
 
To, co zauważyliśmy to fakt, że dorośli często zbyt wiele obiecują dzieciom, choć już w momencie wypowiadania wiedzą, że tego nie spełnią. Mówią, że się pobawią a póżniej tego nie robią. Mówią, że włączą bajkę a póżniej tego nie robią. Mówią, że wspólnie z nimi porysują a później tego nie robią. Mówią, że zagrają razem w grę a później tego nie robią.
 
Dziecko mówi wtedy:
„Miałaś się ze mną pobawić.“
 
Na co dorosły odpowiada:
„Wiem, ale jest już późno i musisz iść spać.“
„Tak, ale teraz musimy wyjść. Może jutro.“
„Ja tak powiedziałam?“
„Pobawimy się innym razem jednak.“
„Pobaw się z Julką.“
„Zapomniałem. To następnym razem.“
 
Takie wytłumaczenia przychodzą dorosłym bez zająknięcia w stosunku do dzieci, choć w stosunku do innych dorosłych to już nie za bardzo. Wyszłoby wtedy coś takiego.
 
Dorosły A mówi:
„Cześć stary, gdzie jesteś? Umówiliśmy się na 7, jest już 8 i ja tu czekam przy barze.“
 
Na co, dorosły B odpowiada:
„Wiem, ale jest już późno i muszę iść spać. Może jutro?“
„Tak, ale teraz musimy wyjść z żoną. Dam znać.“
„Ja się z Tobą umówiłem?“
„Spotkajmy się innym razem.“
„Spotkaj się ze Zbyszkiem.“
„Aha. Zapomniałem. To się zdzwonimy.“
 
Nie trudno przewidzieć, że po takiej rozmowie szanse na kolejne spotkanie są niewielkie. Kolega się lekko mówiąc z.d.e.n.e.r.w.u.j.e a dorosły B wyjdzie na niesłownego dupka w dodatku bez kszty skruchy. Nie za ciekawie.
 
Co więc różni te dwie sytuacje?
 
Konsekwencje.
 
W sytuacji z kolegą konsekwencje następują natychmiast i są dość gwałtowne. Szybko można przewidzieć skutki takiego zachowania. Dorosły wie, że jak tak odpowie to straci zaufanie przyjaciela czy współpracownika. A to wiąże się z negatywnymi odczuciami. Chce ich uniknąć, więc pilnuje swoich zobowiązań i danego słowa. (oczywiście rozważamy tu sytuację uczciwości w stosunku do innych dorosłych i nieuczciwości w stosunku do dzieci – na potrzeby artykułu dorosły, który łże i dorosłym i dzieciom jest ok, bo przynajmniej spójny ;)).
 
W kwestii dziecka sytuacja jest nieco inna. Konsekwencje nie następują natychmiast i często nie są gwałtowne. Dorosły ponadto odczuwa większą przyjemność z robienia swoich (dorosłych) rzeczy niż odczuwa przykrość związaną z odmową. Przykro jest głównie dziecku, nie dorosłemu. Konsekwencje są odłożone w czasie (dziecko buduje sobie obraz „ty zawsze tak mówisz a póżniej nie robisz“) przez co, nie jest to zauważalne natychmiast (choć czasem jest – płacz dziecka, czy wybuchy złości).
 
Jeśli więc uważasz się za słownego człowieka, to dotrzymuj słowa i w stosunku do dorosłych i w stosunku do dzieci. Nie można być przecież słownym dla jednych a niesłownym dla drugich. Jak by to szef z kafejki powiedział, albo ktoś jest słowny, albo nie jest.
 
Poza tym… Dziecko to też CZŁOWIEK, tylko że mały.
]]>
http://mino.lv/pacta-sunt-servanda-czyli-jak-dorosli-oklamuja-dzieci/feed/ 0
Jak szybciej czytać książki http://mino.lv/jak-szybciej-czytac-ksiazki/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=jak-szybciej-czytac-ksiazki http://mino.lv/jak-szybciej-czytac-ksiazki/#disqus_thread Tue, 27 Dec 2016 14:36:21 +0000 http://mino.lv/?p=247 W roku 2016 przeczytałem 15 książek (a przynajmniej tylu się doliczyłem). Czytam na papierze, czytam na czytniku, słucham jako audiobook podczas biegania, podczas jazdy autem czy podróży samolotem. Część z nich to kilkunastostronicowe podręczniki, część to pełnowymiarowe książki. Jeśli chcesz czytać więcej, to ten post jest dla Ciebie.

Na początek jednak zadaj sobie właściwe pytanie. Jeśli brzmi ono jak czytać szybciej książki?, to zrób sobie szybki rachunek sumienia i wypisz wszystkie książki, które przeczytałeś w tym roku. Ile ich jest? Ile chciałbyś, żeby było?

Jeśli czytasz zero książek w ciągu roku, to choćbyś poznał najszybsze metody czytania książek, w kolejnym roku znów będziesz miał przeczytanych zero książek. Matematyka nie kłamie. Wielka liczba razy zero zawsze da zero.

Jeśli przeczytałeś jedną czy dwie, to również szybkie czytanie nie jest dla Ciebie. Z jednej książki w ciągu roku nie zrobisz tym sposobem nagle 10 książek. A jak czytasz jedną a chciałbyś czytać dwie, to szybkie czytanie też Ci w tym nie pomoże. Może więc pytanie, jakie musisz sobie wtedy postawić brzmi jak czytać więcej książek? Niby drobna różnica, ale zdecydowanie wiele zmienia.

W kwietniu tego roku ukończyłem kurs szybkiego czytania. Na kursie prowadzący (swoją drogą miły człowiek) pytał każdego z nas dlaczego zapisał się na kurs. Wszyscy odpowiadali (a jakże!), że chcą nauczyć się szybciej czytać. Wszyscy dodali też, że nie mają czasu na czytanie i że w zasadzie za wiele nie czytają. Wsród uczestników nie znalazł się nikt, kto powiedziałby „czytam obecnie 20 książek na rok, ale chciałbym 50”. Na kurs zapisali się ludzie, którzy chcieliby czytać a nie czytali. Tak było również ze mną. Wszyscy pomyliliśmy kurs, choć przyznam, nie spotkałem kursu traktującego o tym, jak czytać więcej.

Oczywiście może wchodzić tu w grę efekt motywacyjny. Czytasz tak wolno książki, że się zniechęcasz. Ale nawet, jeśli czytasz wolno, to jesteś w stanie przeczytać ich kilka w ciągu roku. Jeśli nie, informacje o tym, jak czytać szybciej Ci nie pomogą. Smutne to, ale prawdziwe (jakby zagrała to Metallica).

Jeśli więc chcesz mieć więcej przeczytanych książek na swoim koncie, to poniżej znajdziesz kilka pomysłów, które możesz zastosować. A, że akurat Nowy Rok za pasem, to być może wykorzystasz jakieś w swoich postanowieniach noworocznych.

 

Jak czytać więcej książek?

1. Nawyk czytania.
Jak we wszystkim, tak i tutaj, jeśli robisz coś w małej ilości ale regularnie, to przyniesie Ci to w pewnym okresie czasu pożądane efekty. Najlepszym do tego sposobem, dla mnie, są nawyki codzienne. Nawyk codziennego czytania przed snem, choćby 5 stron, powoduje, że w ciągu roku przeczytasz 300*5 = 1500 stron i to zakładając kilkadziesiąt dni przerwy na „wyjątkowe sytuacje” (nie polecam!!! z wyjątkowych sytuacji szybko zrobisz nowy nawyk). Zakładając, że średnia książka ma około 250 stron to daje to 6 książek na rok. A przeczytanie 5 stron dziennie to wysiłek rzędu 10 minut. Niech będzie nawet i 15 minut.

2. Krótsze książki.
Jeśli jesteś niecierpliwy i potrzebujesz szybszych efektów, chwyć po mniejsze objętościowo książki. Jest mnóstwo poradników czy krótkich opowiadań, które mają poniżej 100 stron. Taką książkę jesteś w stanie ukończyć w kilka dni, nie poświęcając codziennie znacząco dużo czasu. A ukończenie każdej kolejnej motywuje Cię do dalszego działania w tym temacie. Mniejsze ksiażki znajdziesz częściej w postaci elektronicznej. Rozejrzyj się na różnych platformach. Ja używam akurat Kindle + Amazon.

3. Wykorzystuj drobne chwile.
Owszem, podczas jazdy tramwajem do pracy możesz praktykować mindfulness, chłonąć otoczenie, cieszyć się każdym otarciem się o Ciebie innej osoby, każdym drganiem podczas przejazdu przez zwrotnicę. Możesz też swoimi nozdrzami poczuć liczbę dni, która upłynęła od czasu ostatniej kąpieli ludzi stojących wokół Ciebie. Albo możesz poczytać książkę lub posłuchać audiobooka. Takich momentów jest wiele: czekanie u stomatologa, jazda samochodem, jazda rowerem, siedzenie na toalecie, czekanie na przystanku, robienie zakupów w Tesco, zmywanie naczyń, koszenie trawnika, etc. Obecnie możliwości do czytania jest naprawdę wiele. Wystarczy się zorganizować.

4. Zrób sobie wyzwanie.
Zrób sobie wyzwanie, takie jak ja zrobiłem sobie z nieoglądaniem telewizji. Ważne, żeby było realne. Dla przykładu daj sobie miesiąc albo kwartał na to, że przeczytasz jedną czy trzy książki. Sam dobierz sobie długość trwania eksperymentu i jego cele. Mają one być ambitne, ale realne. Jeśli nie czytasz teraz w ogóle, to nie stawiaj sobie za cel przeczytanie 5 książek co miesiąc przez kolejny rok. Najpewniej okaże się to dla Ciebie źródłem frustracji a nie motywacji.
A co, jeśli się nie powiedzie? Ja na ten rok postanowiłem, że przeczytam 20 książek. Przeczytałem 15. Czy mam powody do niezadowolenia z tego, że nie osiągnąłem celu? Nie mam. Gdybym go sobie nie postawił, to pewnie miałbym teraz na koncie 4 czy 5 książek. Dzięki temu, że postawiłem sobie cel, mam ich dużo więcej, choć cel sam w sobie osiągnięty nie został. W tym wypadku wystarczy jedynie gonić króliczka, nie trzeba go łapać.

5. Wspomóż się technologią.
Przygotuj się technicznie na czytanie w różnych miejscach. Ja czytam kilka książek na raz. Na telefonie mam książki w postaci ebooków z których korzystam w aplikacji Aldiko. Mam też audiobooki, które odtwarzam w aplikacji Smart AudioBook. W aucie mam na stałe kartę SD z inną książką. Chodzi o to, żeby przeczytanie jednej czy dwóch stron niosło za sobą jak najmniejszy narzut na ich odtworzenie. Bo jeśli za każdym razem, jak idę pobiegać miałbym wyciągać z auta kartę, przekładać ją do telefonu i szukać gdzie skończyłem słuchać jak jechałem do domu, to z pewnością bym tego nie robił. Skonfiguruj sobie wszystko tak, że jak masz wolne 10 minut, to możesz w ciągu kilkunastu sekund wrócić do czytania (słuchania).

 

Jak czytać szybciej? (jeśli już czytasz)

6. Zapisz się na kurs.
Kurs szybkiego czytania pomoże Ci czytać szybciej. Niestety kurs nie zrobi tego za Ciebie. Uczestnictwo w kursie plus treningi w domu to praca rzędu 100 godzin. Pomyśl, czy masz na to czas i czy taki wysiłek Ci się zwróci. Jeśli dużo czytasz a chcesz jeszcze więcej, to warto zainwestować. Niestety metody tam prezentowane przydają się głównie do czytania tekstów drukowanych (gdyż posługujesz się wskaźnikiem przy czytaniu). Średnio się to sprawdza przy czytaniu ebooków na czytniku czy artykułów na Internecie. Choć można próbować czytać na czytniku na dwie fiksacje. Zawsze to jakieś przyspieszenie.

7. Przyśpiesz audiobooki.
Jeśli słuchasz audiobooków, to możesz przyśpieszyć ich prędkość odtwarzania. Pewnie nie zrobisz tego na sprzęcie w samochodzie, ale na telefonie jak najbardziej. Ostatnio zainstalowałem apkę Smart AudioBook na telefonie i obecną książkę słucham z prędkością 1.6 raza szybszą niż normalnie. Książka ma standardowo prawie 25h, kóre z tą predkością dają zaledwie 12h. Polecam spróbować. Można zacząć od mniejszego przyspieszenia i sobie je sukcesywnie zwiększać. Dużo zależy też od samej książki. Ta, której słucham obecnie, czytana jest dość wolno. Ale tak czy inaczej, z czasem można się do tego przyzwyczaić. A zysk spory.

Zadaj sobie właściwe pytanie, dostosuj metody i czytaj!

Moja lista przeczytanych książek w 2016.

The Agile Samurai: How Agile Masters Deliver Great Software
Jonathan Rasmusson

Książka znajomego, który obecnie pracuje w Spotify w Stanach jako deweloper, choć wcześniej pełnił tam rolę Agile Coach’a. Opisuje od czego zacząć zwinny projekt, jak go uruchomić i jak nim zarządzać. Ponadto zapoznaje czytelnika z tym, czym jest kanban, retrospektywa, dług techniczny, unit testy i wszelkie inne pojęcia, które spotkasz w firmach podchodzących do zwinnego wytwarzania oprogramowania.

Polecam.
Dla wszystkich, którzy chcą opanować podstawy zwinnego zarządzania projektem oraz dla tych, którzy już zarządzają projektem. Ja, pomimo iż podstawy znam, nauczyłem się kilku rzeczy (np. Inception Deck), o których nie słyszałem wcześniej.

 

Mindfulness: Simple Techniques You Need To Know To Live In The Moment And Relieve Stress, Anxiety And Depression for Good
Sarah Jones

Króciutka książka wprowadzająca w temat mindfulness. Zawiera kilka technik, które możesz zacząć wykorzystywać od zaraz będąc nowicjuszem. Dowiesz się co to jest mantra, poznasz jej kilka przykładów, dowiesz się jak zacząć medytację.

Jest ok dla całkowicie zielonych w temacie.

 

Choose Yourself
James Altucher

To rzekomo narodowy bestseller w Stanach. Kto zna Jamesa, ten wie o co chodzi, kto nie zna, to niech pozna. Pisze posty, książki i prowadzi podcast The James Altucher Show, w którym rozmawia z różnymi znanymi osobami (polecam np. wywiad z Sethem Godinem). Sama książka opiera się o koncepcję, że w dzisiejszych czasach jedyne, co Ci jest potrzebne to Ty sam. Nie potrzebujesz wydawcy by wydać książkę. Nie potrzebujesz wytwórni muzycznej, by stać się gwiazdą muzyki. Sam możesz decydować o sobie.

Polecam.
Kilka ciekawych konceptów, ale jak na narodowy bestseller, to nie spodziewaj się tam cudów. Może coś Ci się tam w głowie otworzy, ale mózg Ci nie wybuchnie.

 

Follow Your Heart
Andrew Matthews

Mała książeczka z obrazkami samego autora, która powie Ci jak żyć. Jeśli potrzebujesz poczuć się zmotywowanym, to możesz ją sobie przejrzeć. Ale Twojego życia nie zmieni.
Przeczytałem z ciekawości, w jaki sposób można napisać taką książkę.

Nie polecam.

 

The 5 AM Club: How To Get More Done While The World Is Sleeping
Michael Lombardi

Nic z tego nie pamiętam, poza tym, że to jakieś g…o.

NIE polecam.

 

 

 

The 4-Hour Workweek
Tim Ferris

Klasyk. Przeczytałem i spodobało mi się kilka konceptów z tej książki. Myślę też, że w pewnym stopniu wpłynęła ona na decyzje, jakie podjąłem w sferze zawodowej. Zmienia myślenie a przynajmniej dodaje inną perspektywę. Warto się z nią zapoznać.

Polecam.
Dla tych, co chcą się rozwijać, co chcą rozwijać swój biznes, co lubią zmieniać perspektywę.

 

The Feedback Imperative: How to Give Everyday Feedback to Speed Up Your Team’s Success
Anna Carroll

Temat zbliżony do tego, o czym jest moja książka „Make Them Grow“, więc przeczytałem by się zapoznać co tam jest. Anna podchodzi do informacji zwrotnej w taki sposób, aby udzielać jej codziennie w sposób bardziej ustrykturyzowany. Podaje również w ksiażce kilka szablonów, które mają usprawnić proces feedbacku. Koncept ciekawy, nie wiem czy działa, bo nie miałem okazji tego przetestować. Odbiorcami są pracownicy większych firm.

Neutralnie.
Nie są to bzdury, ale też nic, co sprawi, że od razu chcesz zacząć rozdawać informację zwrotną na prawo i lewo.

 

Meditation for beginners: How to Meditate, Cure Depression, Anxiety and Manage Stress for Life (Meditation books)
Al Ray

Bardzo króciutka książka z kilkoma technikami medytacji. W sam raz aby zacząć medytować. Od dawna chciałem zacząć medytować, ale jakoś się tak nie składało. Po przeczytaniu tego, stwierdziłem, że zacząć jest tak prosto, że czas to w końcu robić.

Polecam.
Jeśli myślisz o tym, by medytować, to może to uzmysłowi Ci jak prosto jest zacząć i zaczniesz. Jak ja.

 

Always Know What To Say – Easy Ways To Approach And Talk To Anyone
Peter W. Murphy

Większego g..a nie czytałem i nie chce mi się nawet o tym pisać.

NIE POLECAM.

 

 

The Beach Bar
Kate McKabe

Typowa „kobieca“ książka. Przeczytałem w ramach wprawiania się w szybkim czytaniu. Ale to nie jedyny powód. Od czasu do czasu sięgam po coś zupełnie odjechanego, by zmienić perspektywę i wyrobić sobie o tym własne zdanie. Jeśli więc śmiejesz się z artykułów w „Pani Domu“ czy nabijasz z Harlekinów, to przeczytaj najpierw choć jeden, żebyś był prawdziwy w tym nabijaniu się.

Polecam przeczytać coś, po co normalnie nie sięgasz.
Sama książka jest ok, historia jak historia, bez specjalnego suspensu. Nie mam za bardzo porównania z innymi tego typu.

 

How to Create Passive Income with Ebooks
Sylvie McCracken

Dno, nie polecam.

 

 

 

 

Secrets of the Millionaire Mind: Mastering the Inner Game of Wealth

Harv T. Eker

Klasyk. Wszystko, co powinieneś wiedzieć na temat pieniędzy i zarabiania. A w zasadzie wszystko, co powinieneś wiedzieć o myśleniu na temat pieniędzy i zarabiania. Być może dowiesz się dlaczego nigdy nie dojdziesz do wielkiego bogactwa.

Polecam!

 

Depression : 5O Simple Ways To Naturally Beat Depression,Stress,Fear And Live A Happier Life!
Kellie Sullivan

Książka wydaje się nie traktować poważnie choroby, którą jest depresja. Najwyraźniej myli ją ze stanem, w którym czuje się przygnębienie przez dzień lub dwa. A to dwie różne sprawy.

Beznadzieja, nie polecam.

 

The Long Walk
Richard Bachman (Stephen King)

Powieść Stephena Kinga napisana pod pseudonimem, który ma podkreślać nieco inną perspektywę, niż posiada ją Stephen. Ciekawy pomysł, na motyw główny. Książka jednak nie ma zaskakujących zwrotów akcji ani też nie przytwierdziła mnie do fotela na długie godziny. Można za to zobaczyć kunszt pisania. Jak z prostego konceptu napisać książkę. I to okrzykniętą „national bestseller”. Jest ok.

 

Dżihad i samozagłada Zachodu
Paweł Lisicki

Przeczytałem z ciekawości na temat tego, co dzieje się na świecie. Chciałem mieć kolejną cegiełkę do wyrobienie sobie zdania na pewne sprawy. Z książki dowiesz się trochę o Koranie, poprawności politycznej, o liczbach stojących za religiami na świecie. Całość jednak jest napisana dość negatywnym językiem i raczej jednostronnym. Nie stara się nawet przedstawiać drugiej strony medalu. Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego należy walczyć z islamskimi imigrantami, to jest to pozycja dla Ciebie. Jeśli chcesz w jednej książce poznać wszystkie za i przeciw, to tu ich nie znajdziesz.

Jest ok.
Przedstawia kilka faktów, ale negatywny wydźwięk książki nieco przytłacza czytelnika.

 

No to tyle. Udanych lektur Ci życzę :).

]]>
http://mino.lv/jak-szybciej-czytac-ksiazki/feed/ 0
Wyzwanie 90 dni: nie oglądam TV, nie śpię po południu http://mino.lv/wyzwanie-90-dni-nie-ogladam-tv-nie-spie-po-poludniu/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=wyzwanie-90-dni-nie-ogladam-tv-nie-spie-po-poludniu http://mino.lv/wyzwanie-90-dni-nie-ogladam-tv-nie-spie-po-poludniu/#disqus_thread Wed, 14 Dec 2016 17:32:49 +0000 http://mino.lv/?p=217 To czwarty tego typu eksperyment w tym roku. Moim postanowieniem na rok 2016 było wykonanie 4 eksperymentów, polegających na tym, że przez kolejne kwartały roku, zaczynając od 1 stycznia, nie będę robił jakiejś rzeczy, którą zwykle robiłem.

Początkowo chciałem zrobić sobie roczny eksperyment absolutnego nie picia alkoholu. Pomimo faktu, że trunki spożywam raczej okazjonalnie, to byłem przekonany, że nie wytrwam w tym postanowieniu cały rok. Nie mam na tyle wyćwiczonej silnej woli. Bo z tą wolą jest tak jak z mięśniem, trzeba to ćwiczyć. Postanowiłem więc podejść do tematu bardziej obiektywnie i tym samym stanęło na trzymiesięcznych okresach, lub jak kto woli na 90 dniach.

Po co to wszystko?
Bo eksperymentowanie na sobie to fajna zabawa.
Bo „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono“. (Szymborska)
Bo silna wola i jej ćwiczenie rzutuje na wszystkie aspekty życia.

A plan na ostatni kwartał roku był (jest!) prosty: koniec z oglądaniem telewizji i koniec z drzemkami po południu. Wiem, wiem. Pewnie niektórzy z Was właśnie o tym marzą, aby sobie pospać po południu albo wieczorkiem obejrzeć telewizję. No ale tak już jest ten świat zbudowany, że chcemy to, czego nie mamy, a jak coś mamy to tego nie chcemy.

Pomimo, iż oficjalnie eksperyment ciągle trwa, to postanowiłęm opisać go już teraz, bo już teraz widać jego skutki.

Oglądanie TV
Wyrobiłem sobie taki nawyk, że wieczorem, po całym dniu pracy i zabawy z dziećmi, kiedy w końcu położyliśmy je spać, siadałem przed telewizorem jedząc kolację. W niektóre dni najpierw biegałem (polecam bieganie o tej porze po Wielkopolskim Parku Narodowym bez latarki – wykręca się lepsze czasy, gdy zaszeleści coś w krzokach) a później jadłem kolację i siadałem przed TV. Tłumaczyłem to sobie tak, że skoro pracuję głową i do tego ogarniam kilkuletnie dzieci w ciągu dnia, to należy mi się chwila niewyczerpującej umysłowo rozrywki. Relaks taki. Pomysł dobry, jednak w praktyce nieco zwodniczy. Szybko bowiem okazywało się, że TV włączone na czas kolacji przeciągało się do 2h, po których już w ogóle się nic nie chciało. Zresztą był to już czas, żeby powoli kłaść się do łóżka, gdzie (o zgrozo!) musiałem walnąć jeszcze swoje 500 słów. Postanowiłem więc wyeliminować to telewizyjne dziadostwo i pożeracza czasu.

Popołudniowa drzemka
Ze snem każdy ma inaczej. Jedni wstają wcześnie i wcześnie chodzą spać. Inni siedzą do późna ale rano bez kawy to nawet nie podchodź. Jeszcze inni potrzebują zdrzemnąć sie po południu. Inni nigdy nawet nie słyszeli o takim wynalazku. Ja, prawdopodobnie w genach, odziedziczyłem popołudniowe spanie. Odkąd pamiętam, w rodzinnym domu było to powszechnie przez domowników praktykowane. Godzinka na regenerację. Ja sam często to robiłem, szczególnie teraz jak pracuję z domu. Tym bardziej, że częściej niż zwykle siedziałem do późna, a rano nie trzeba nawet budzika nastawiać. W końcu mam dzieci, które sprawy takie jak budzenie rodziców mają zaprogramowane w pamięci jedynie do odczytu (chciałem napisać w ROMie, ale chyba by było za bardzo geekowsko). W spaniu nie ma niby nic złego, a jednak. Nie dość, że była to godzina albo półtorej wyrwane z dnia to jeszcze po przebudzeniu potrzebny był czas na dojście do siebie. Poza tym, czułem że jest to łatanie problemu krótkiego snu w nocy.

Eksperyment
Od początku października więc zdecydowałem, że wywalam ze swjego życia te dwie rzeczy. Pustkę jednak należy czymś zapełnić. Życie nie znosi pustki. Pustka w życiu, nie jest wypełniona powietrzem. Pustka w życiu to próżnia, która tylko czeka na jakieś rozszczelnienie, żeby wessać coś do środka. Potwierdza to również złota zasada zmiany nawyków. Nawyków nie da się po prostu usunąć, trzeba je czymś zastąpić.

Jeśli chodzi o wieczory to sprawa rozwiązała się splotem okoliczności. Od jakiegoś czsu mam postanowienie pisania 500 słów dziennie, bez względu na to czy jest to blog post, książka, czy jakieś bzdury do szuflady. Trzeba napisać i już. Jak wspomniałem kiedyś wcześniej, robiłem to głównie wieczorami. Pomyślałem sobie też, że skoro już piszę, to dlaczego nie robić tego za pieniądze? Ogłosiłem się zatem na jednym z portali freelancerskich, że mogę coś komuś napisać lub przetłumaczyć. Przez miesiąc nikt się nie odzywał, aż nagle wpadło jedno zlecenie. Później drugie. Później trzecie, czwarte i piąte. Zacząłem robić je wieczorami, wtedy kiedy dawniej oglądałem telewizję. Sztywno zdefiniowane terminny oddania pracy dodatkowo mobilizują, żeby robotę wykonać. Tym samym znalazłem wieczorne zajęcie, które wspomaga moje szlifowanie pisania a dodatkowo jest źródłem dodatkowego dochodu.

Przez miesiąc pracy w ten sposób, doliczając do tego kilkanaście godzin poza wieczorami, zarobiłem 1000 zł.

Jakby doliczyć jeszcze do tego różnicę w poborze prądu pomiędzy macbookiem a telewizorem to wyjdzie może i 1030zł ;).
Ze spaniem natomiast radzę sobie na trzy sposoby. Po pierwsze staram się nie siedzieć dłużej niż do północy, co daje mi ok. 7h snu w nocy. Statystycznie, bo przy dzieciach nic nie ma na stałe. Zdarza się, że pomylą noc z dniem albo urządzają migracje ludności pomiędzy własnym pokojem a pokojem rodziców. Drugi sposób to taki, że piję małą kawę po południu. To chciałbym wyeliminować, bo jest to zastąpienie jednego złego nawyku, drugim ;). Trzeci sposób to taki, że senność w tych godzinach często bierze się ze zwykłego znużenia. Staram się wtedy porobić coś innego, co wybije mnie z monotonii. Tak czy inaczej, zysk jest taki, że więcej śpię w nocy a za dnia mam nieco więcej czasu.

Ciekawym jest jeszcze fakt, że jest to ostani eksperyment, którego nie przestrzegam bezwzględnie, a mimo to się go trzymam. Pozostałe eksperymenty traktowałem binarnie. Jeśli choć raz złamałem swoje postanowienie, to kończyłem eksperyment z łatką“failed“ (zdarzyło mi się w trzecim kwartale, pierwsze dwa kwartały były spełnione). Miałem tak, że jak raz złamałem swoje postanowienie, to szybko następował drugi raz, i później postanowienie się sypało. Tym razem byłem w stanie bardzo sporadycznie włączyć tv (na Azję Eksperess jedynie) albo przespać się po południu (jak kładłem syna, to żeby mu pokazać jak to się robi) a mimo to nie stawało się to normą i nie uznałem tego za fail. Może więc poprzednie 3 eksperymenty dały mi coś trwałego.

To chyba tyle. Czy po tych czterech eksperymentach jestem na tyle silny, by w 2017 zrobić sobie postanowienie roczne? Chyba nie, ale myślę, że półroczne jest dla mnie teraz do zrobienia. Zastanawiam się też, czy postanowienie ma polegać na nie robieniu jakiejś rzeczy, czy też na robieniu jakiejś rzeczy. Oba te aspekty są równie ważne. Liczy się zarówno to, co robisz jak i to, czego nie robisz. W obu postanowieniach też trudno jest wytrwać. Ale trening czyni mistrzem.

Oto, czego nauczyły mnie te 4 eksperymenty.

I. Dopasować czas eksperymentu do własnych możliwości (można zacząć od tygodnia, czy miesiąca i stopniowo wydłużać czas przy kolejnych).

II. Wziąć coś ambitnego, stanowiącego wyzwanie, a nie rzecz, której i tak się nie robi/robi.

III. Jak nie ma się wprawy, to przestrzegać zakazu BEZWZGLĘDNIE – nic nie może usprawiedliwić odstępstwa od zasady w czasie trwania eksperymentu.

]]>
http://mino.lv/wyzwanie-90-dni-nie-ogladam-tv-nie-spie-po-poludniu/feed/ 3
Paradoksalnie, najlepszą zastawę wyłożysz dla ludzi, na których najmniej Ci zależy http://mino.lv/paradoksalnie-najlepsza-zastawe-wylozysz-dla-ludzi-na-ktorych-najmniej-ci-zalezy/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=paradoksalnie-najlepsza-zastawe-wylozysz-dla-ludzi-na-ktorych-najmniej-ci-zalezy http://mino.lv/paradoksalnie-najlepsza-zastawe-wylozysz-dla-ludzi-na-ktorych-najmniej-ci-zalezy/#disqus_thread Mon, 28 Nov 2016 22:02:58 +0000 http://mino.lv/?p=213 Skoro i ja mam, to pewnie i Ty posiadasz w głębi swoich kuchennych szafek wyjątkowe talerze czy wyjątkowe sztućce. Wyjątkowe z różnych względów. Być może są po ukochanych dziadkach czy rodzicach. Być może dostałeś je w prezencie ślubnym. Może przywiozłeś z jakiejś podróży. A może po prostu kupiłeś w ekskluzywnym sklepie. Tak czy inaczej, są wyjątkowe na wyjątkowe okazje. A, że wyjątkowych okazji w roku jest niewiele to i niewiele razy lądują na stole. Najcześciej jednak lądują, gdy w domu pojawiają się goście. I to nie „jacyś tam goście“, jak rodzice, którzy wpadli na niedzielny obiad. Mowa o gościach wyjątkowych. Takich, którzy pojawiają się u Ciebie raz w roku albo i jeszcze rzadziej.

I tu sendo paradoksu (tak, już, nie ma co lać wody). Nie pozwalamy swoim partnerom czy swoim dzieciom codziennie rozkoszować się jedzeniem na wyjątkowym talerzu, ale bez ogródek podajemy go komuś, kogo widzimy raz na ruski rok i jeśli mielibyśmy za zadanie sporządzić listę najbliższych nam osób, to pewnie byliby gdzieś w drugiej pięćdziesiątce.
A tych, których uważamy za najważniejszych w swoim życiu, traktujemy porcelaną na wagę z przedświątecznej promocji.

Mógłbym na tym poprzestać, ale nie zupełnie o talerze się tu rozchodzi. Talerze to nie jedyny przypadek zastosowania tego paradoksu. Pomyśl, jak często stosujesz zasadę „po domu“, jeśli chodzi o swoje ubranie, wygląd czy zapach? Pewnie często wyciągnięte dresy i sprany t-shirt to szczyt możliwości jeśli chodzi o przebywanie w domu. O perfumie nie wspomnę, bp nawet do głowy nie przyjdzie, by go użyć. Ale jak do sklepu wyjść, do kościoła czy na pocztę, to już trzeba jakoś wyglądać. Dla partnera nie trzeba wyglądać atrakcyjnie, ale dla ludzi mijanych w drodze do sklepu to już wiadomo, że tak. I wracasz tak z pracy do domu, mijając pełno wystrojonych i pachnących kobiet albo mężczyzn, wchodzisz do domu i hm…

Dlaczego „po macoszemu” traktujemy bliskich a z taką pieczołowitością osoby, na których nam w zasadzie nie zależy?

]]>
http://mino.lv/paradoksalnie-najlepsza-zastawe-wylozysz-dla-ludzi-na-ktorych-najmniej-ci-zalezy/feed/ 2
Jest taki moment… moment próby http://mino.lv/jest-taki-moment-moment-proby/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=jest-taki-moment-moment-proby http://mino.lv/jest-taki-moment-moment-proby/#disqus_thread Wed, 23 Nov 2016 16:54:51 +0000 http://mino.lv/?p=210 Niektórzy mówią, że życie składa się z momentów i myślę, że może być w tym wiele racji. Są takie momenty, które łączą się w dłuższe chwile, ale są też i takie, które trwają kilka sekund a są dla nas naprawdę ważne. Choć bywają trudne, bo określają one kim jesteśmy. A nie zawsze godzimy się z tym, kim jesteśmy (dlatego wszelkiego rodzaju testy psychologiczne podlegają często myśleniu życzeniowemu – wypełniający pisze jak chciałby, żeby było a nie jak faktycznie jest).

Mt Cook nie jest szczególnie wysoki, choć jest to najwyższy szczyt w Nowej Zelandii. Mierzy 3724 m nad poziom morza i otoczony jest lodowcami. Grupa wspinaczy szła wytyczoną trasą ku jego szczytowi. Wycieczkę zaplanowali dużo wcześniej, przyjechali do Nowej Zelandii, opłacili przewodnika, tragarzy, pozwolenia, sprzęt. Na kilka miesięcy przed wejściem przygotowywali się intensywnie do zdobycia tego szczytu. Powyżej poziomu, w którym zaczynały się mrozy, napotkali na swojej drodze człowieka. Siedział przemarznięty do kości i nie miał siły iść w dół. Grupa zdecydowała jednak, że pójdą na szczyt, tak jak zaplanowali a mężczyźnie pomogą w drodze powrotnej. Ekipa wchodząca wyszła z założenia, że w górach każdy jest zdany wyłącznie na siebie i za siebie odpowiada (na rękę takie myślenie). Po jakimś czasie faktycznie wracają i faktycznie ponownie spotykają mężczyznę. Z tą jedną różnica, że mężczyzna już nie żyje. Zamarzł.

Są takie momenty w życiu, że bardzo trudno jest wykonać pewną akcję. Niektórzy ludzie mówią, że chętnie wspomagaliby różne charytatywne instytucje finansowo, jak tylko mieliby trochę więcej pieniędzy. Inni twierdzą, że chętnie by pomogli komuś, gdyby tylko mieli więcej czasu. Jeszcze inni pobawiliby się z dziećmi, gdyby nie fakt, że są potwornie zmęczeni.

Albo klasyk. Jedziesz rano samochodem do pracy i już wiesz, że jesteś spóźniony na spotkanie. Czy dajesz sobie wtedy przyzwolenie na to, że akurat w tej danej chwili nie wpuszczasz samochodów z innego pasa przed siebie? Normalnie to robisz, ale akurat w tej sytuacji mówisz: mam prawo go nie wpuścić, dziś ja się spieszę. Albo czasem znajdziesz się w kiepskiej sytuacji finansowej. Może nie dostałeś premii, na którą liczyłeś, może zostałeś zwolniony z pracy. Chciałbyś dać na jakąś fundację, ale nie dajesz. Mówisz sobie: „w tej chwili to ja potrzebuję pieniędzy“. Albo jesteś zmęczony po całym dniu i ktoś prosi Cię o pomoc. Odmawiasz. Dajesz sobie do tego prawo, bo „dziś to ja potrzebuję, żeby mnie ktoś wyręczył“.

To są te momenty w życiu, które wystawiają Twoje wartości na prawdziwą próbę. Nie jest problemem dać komuś trochę kasy, jeśli ma się jej tyle, że nie zauważy się, że się dało. Nie jest problemem wpuścić kogoś przed siebie samochodem, jeśli i tak nie zrobi to różnicy, bo jak dojedziesz na miejsce to i tak będziesz musiał czekać. Nie jest problemem komuś pomóc, jak nie ma się nic lepszego do roboty i w zasadzie się trochę człowiek nudzi. I choć sam akt wykonania czegoś jest dla drugiej osoby taki sam (bo w obu przypadkach pomożesz), to chodzi o nieco inne wartości. To robi różnicę dla nas samych.

Przebiegłem w życiu kilka maratonów. Mówi się, że maraton zaczyna się po 30 kilometrze. Czasem zaczyna się nawet po 35 km. Ci co nigdy nie biegli maratonu nie zrozumieją jak można przebiec 35 km i nie przebiec tych ostatnich 7 km? Zauważam tu pewną analogię. Po 35 km organizm jest tak wyczerpany, że przebiegnięcie tych ostatnich 7 km to jest NAPRAWDĘ walka ze sobą. To jest moment próby. Nie jest problemem przebiec 7 km „na świeżo“. Ale przebiec 7 km gdy w ciągu ostatnich 3h cały czas biegłeś, straciłeś ponad 3000 kalorii (czyli więcej niż dzienna suma kalorii ze wszystkich posiłków dorosłego człowieka) i jesteś potwornie zmęczony – to jest coś. Odległość zaledwie kilku kilometrów oddziela biegacza od maratończyka, oddziela normalną rzecz od ponadprzeciętnego wyczynu.

Moment próby. Nie polega on na tym, by robić coś wtedy, kiedy Ci nie zależy. Polega na tym, żeby robić coś, jak w danej chwili zależy Ci na czymś innym.

Ktoś może zapytać jak się ma to do tego, że najpierw samemu trzeba być szczęśliwym i w dobrej kondycji, żeby móc pomagać innym. Co z twierdzeniem, że samemu trzeba stać dobrze na dwóch nogach, by mieć siłę nieść pomoc?

Odpowiedź jest dość prosta (jak większość rzeczy, gdy się ich nie komplikuje). To właśnie dzięki takim momentom stajesz się silniejszy i szczęśliwszy. To właśnie takie momenty są dla Ciebie. To one tworzą Twoje wartości o to, kim jesteś. A im wyżej jest poprzeczka, im trudniejsza jest próba, tym mocniejszy stajesz się na przyszłość. Bo sokoro zrobiłeś jakąś rzecz pomimo bardzo niesprzyjajacych warunków, to zrobisz ją z łatwością w każdych innych warunkach. Z drugiej zaś strony czasem zbyt łatwo ulegamy iluzji naszych potrzeb lub traktujemy je jako wymówkę do kultywowania prokrastynacji.

Kwestia wyboru czy chcesz być człowiekiem, który zdobył Mt Cook i nie skorzystał z pomocy człowiekowi w potrzebie, czy też taka osobą, która nigdy go nie zdobyła ale uratowała komuś życie. Czy wolisz spóźnić się 5 minut na spotkanie w pracy i nie pomóc komuś, kto potrzebuje zmienić pas ruchu, czy też spóźnić się 7 minut i mu pomóc. Zastanów się nad wartością obu tych wyborów dla Ciebie. Bo chodzi o Ciebie, nie o tych którym pomagasz.

]]>
http://mino.lv/jest-taki-moment-moment-proby/feed/ 0
Myślę, że powinieneś… http://mino.lv/mysle-ze-powinienes/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=mysle-ze-powinienes http://mino.lv/mysle-ze-powinienes/#disqus_thread Mon, 21 Nov 2016 22:15:23 +0000 http://mino.lv/?p=206 Zdarza się, i myślę nie rzadko, że słyszysz wygłaszane przez innych teorie, na temat jakichś produktów. Nie zwykłe teorie ale teorie na temat tego, czym te produkty powinny być. Że Facebook powinien robić to czy tamto, że powinien mieć taki przycisk, taką buźkę, taki layout. Że Ford powinien mieć inną deskę rozdzielczą, że lepsze opony. Że w Biedronce powinny być markowe produkty, nie tylko te stworzone dla Biedy. Że powinny być inne jabłka. Że Onet powinien mieć inaczej poukładane newsy. Że na osiedlu powinni zrobić sklep spożywczy. I tak dalej…

Pewnie spotkałeś się też z podobnymi teoriami wygłaszanymi w Twoją stronę. Że powinieneś się lepiej ubierać. Że powinieneś więcej czytać. Że powinieneś częściej myć ręce (no dobra, tutaj trzeba przyznać im rację, mycie rąk jest ważne!). Że powinieneś zmienić pracę. Że powinieneś się wziąć za siebie. I tak dalej…

Zdarza się też i tak, że masz „autopowinieneś“. Czyli takie „powinieneś“, które wymyślasz Ty sam. Zwykle nosi nazwę „powinienem“. Powinienem więcej czasu spędzać z dziećmi. Powinienem więcej sportu uprawiać. Powinienem rzucić palenie. Powinienem mniej przeklinać. I dalej, dalej…

Olej „powinieneś“ i olej „powinienem“. Za bardzo kojarzy się ze słowem „powinąć“ jak w zdaniu „otworzył pub z dobrym piwem ale noga mu się powinęła“. Czyli po prostu się to nie uda. Jeśli sam nie czujesz na tyle motywacji, żeby coś robić to „powinienem“ doprowadzi Cię jedynie do frustracji. A „powinieneś“ skutecznie będzie korodować Twój związek z inną osobą.
Olej to. „Powinieneś“ pochodzi od tych, którzy za mało mają w swoim życiu „powinienem“.

]]>
http://mino.lv/mysle-ze-powinienes/feed/ 1
Paradoksalnie, im bardziej skupiasz się na uniknięciu porażki, tym szybciej ona przyjdzie http://mino.lv/paradoksalnie-im-bardziej-skupiasz-sie-na-uniknieciu-porazki-tym-szybciej-ona-przyjdzie/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=paradoksalnie-im-bardziej-skupiasz-sie-na-uniknieciu-porazki-tym-szybciej-ona-przyjdzie http://mino.lv/paradoksalnie-im-bardziej-skupiasz-sie-na-uniknieciu-porazki-tym-szybciej-ona-przyjdzie/#disqus_thread Wed, 09 Nov 2016 23:13:43 +0000 http://mino.lv/?p=201 Niniejszym otwieram nową serię zatytułowaną ‘paradoksalnie’. Będzie o różnych życiowych paradoksach. Każdy artykuł z tej serii będzie w kategorii ‘paradoksalnie’ (co samo w sobie paradoksem niestety nie jest).

Kilka miesięcy temu robiłem kurs pilota paralotni na Słowacji. W tym czasie mogłem poczuć klimat środowiska paralotniowego, posłuchać ciekawych historii czy przyczyn wypadków. Dowiedziałem się też trochę o pogodzie, aerodynamice i ludziach. Dużo dowiedziałem się też o sobie. W każdym razie paralotnia, to kawałek szmaty na kewlarowych linkach, do których podpina się uprząż. W uprzęży siedzi człowiek. Człowiek ciągnie za linki, skrzydło wznosi się nad jego głowę i pęd powodujący różnicę ciśnień unosi go nad ziemię. Startuje się najczęściej ze zbocza góry, które wtedy nazywane jest startowiskiem. Wiadomo, na startowisku trzeba znać warunki atmosferyczne. Do tego celu wbija się maszt na którym powiewa chorągiewka. Pokazuje ona prędkość i kierunek wiatru. Łatwo sobie wyobrazić, że początkujący adepci sztuki latania wybierają zbocza raczej łagodne i przestrzenne. Jest sobie zatem ogromna łąka z lekkim spadem. W górach na łąkach czasem pasą się owce. Żeby taki baca mógł sobie odpocząć w cieniu, to co parę kilometrów można spotkać jakieś samotne drzewo. No i oto jest. Piękna łąka, ciągnąca się po horyzont, lekkie przewyższenie, żeby można było trenować i w pewnej odległości jedno samotne drzewo. Dla tych o duszy poety zapewne byłaby to inspiracja, natchnienie, refleksja nad samotnością. Jednak dla początkującego paralotniarza jest to wrzód na d…e. Biedak patrzy na to drzewo, po czym startuje. Stawia skrzydło, zaczyna biec i modli się tylko, by nie wpaść na to właśnie drzewo. Nie spuszcza go z oka, chce mieć wroga pod kontrolą. Wystartował, już leci. Teraz wkłada całą swoją energię w to, żeby przypadkiem nie wlecieć na to jedno samiuśkie drzewo na przestrzeni kilkuset metrów kwadratowych. Mija kilkanaście sekund i twarz instruktora zachodzi purpurą. Kolejny typ wleciał na samotne drzewo na ogromnej, pustej łące.

Choć mnie nie zdarzyło się wlecieć w drzewo (jedynie w ten pałąk z chorągiewką) to zdarza mi się obudzić dziecko jak bardzo chcę, żeby spało. Raz tak cichutko nosiłem małą na rękach, tak ją kołysałem, tak tuliłem, że wlazłem w leżącą na podłodze zabawkę. Oczywiście nie zwykła zabawkę. Ale taką, z mnóstwem interesujących i skocznych melodyjek. Uruchomiona nogą zaczęła wesoło przygrywać w pokoju, o drugiej w nocy. A u małej zamiast zamkniętych powiek w jednej chwili pojawiły się pięciozłotówki. Dziś postrzegam to nawet jako zabawne, ale wtedy było bardzo daleko od ‘zabawne’.

To nie jest odosobniona historia. Kierowcy rajdowi uczą podobnej techniki, jeśli chodzi o wyprowadzanie auta z zakrętu., żebyś zawsze patrzył tam, gdzie chcesz jechać, a nie na barierkę, na którą zaraz wpadniesz. Jeśli będziesz patrzył na drogę za zakrętem to Twoje całe ciało będzie chciało tam pojechac i wyprowadzisz auto z zakrętu. Jeśli będziesz koncentrował się na barierce, to wkrótce się z nią spotkasz. A jak będziesz chciał coś za wszelką cenę ukryć przed szefem, to wyjdzie to na jaw szybciej, niż jesteś w stanie zasznurować buty.

Paradoks: Im bardziej starasz się uniknąć porażki, tym szybciej się z nią spotykasz.
Rozwiązanie: Zadaj sobie pytanie, czy w danej sytuacji, chcesz uniknąć porażki czy też osiągnąć sukces. Wybierz to drugie.

]]>
http://mino.lv/paradoksalnie-im-bardziej-skupiasz-sie-na-uniknieciu-porazki-tym-szybciej-ona-przyjdzie/feed/ 0
Iść pobiegać czy sobie dzisiaj odpuścić? http://mino.lv/isc-pobiegac-czy-sobie-dzisiaj-odpuscic/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=isc-pobiegac-czy-sobie-dzisiaj-odpuscic http://mino.lv/isc-pobiegac-czy-sobie-dzisiaj-odpuscic/#disqus_thread Tue, 25 Oct 2016 22:49:11 +0000 http://mino.lv/?p=195 Nie chce mi się pisać tego tekstu jak cholera. Jest godzina 23:34 i jestem po całym dniu pełnym wrażeń. Od samego rana przygotowywałem przyjęcie urodzinowe dla Kuby. Później zjechali się goście i świętowaliśmy. Jeździliśmy na quadzie, jedliśmy tort urodzinowy, bawiliśmy się. Później czas spędzony na rozmowach z rodziną. Cały dzień coś się działo i cały dzień trzeba było ogarniać sytuację w domu, żeby i goście byli zadowoleni, i solenizant dobrze się bawił.

Niestety jakoś się tak samo ustaliło, że swoje postanowienie pisania 500 słów dziennie najczęściej wypada mi realizować późnym wieczorem lub wręcz w nocy. Stwarza to dodatkową trudność dla mnie, bo jestem tak zwanym „słowikiem“. Czyli takim, co to wcześnie wstaje ale też i wcześniej chodzi spać. Przyznam, że po 23:00 moje życie znacząco spowalnia, podobnie zresztą jak myślenie (aż boję się myśleć jak błyskotliwe byłyby te teksty, gdybym pisał je rano). Tak więc często mam trudność ze zmobilizowaniem się. I czuję, że nie ja jeden jestem w takiej sytuacji.

Przyszła jesień i po sezonie ogórkowym ruszyły wszelakie zapisy na wymyślne zajęcia sportowe. Być może i Ty zapisałeś się na jedno z nich: fitness, karate, taniec, siłownia lub też sam sobie ustaliłeś, że będziesz biegał co drugi dzień wieczorem. I nadchodzi TEN MOMENT, w którym siedzisz sobie wygodnie w fotelu w ciepłym domu, oglądasz TV, grasz na konsoli albo siedzisz na necie i zbliża się godzina, w której powinieneś zacząć zbierać się do wyjścia. Zaczynasz się zastanawiać: iść dzisiaj, czy sobie raz odpuścić? To istny zapłon dla Twojej kreatywności:

  • w sumie to jestem trochę chory, bo jakiś katar mi sie pojawia
  • dziś byłem godzinę dłużej w pracy więc należy mi się odpoczynek
  • jutro muszę wcześniej wstać, więc może się położę wcześniej zamiast iść
  • ej, jak dziś wstawałem z krzesła w pracy to mnie noga trochę bolała
  • mam coś do zrobienia na kompie, więc tę godzinę poświęcę na to i to domknę
  • (wpisz cokolwiek innego)

Wyjścia są dwa: albo idziesz, choć Ci się nie chce, albo zostajesz w błogim stanie w którym się obecnie znajdujesz. Mija godzina albo dwie. I sytuacja magicznie zaczyna się odwracać. Jeśli wracasz z treningu to czujesz się dobrze – raz, że wysiłek pobudził produkcję endorfin, dwa, że czujesz zadowolenie z pokonania swojej słabości. W przypadku, gdy zostałeś w domu czujesz się znacznie gorzej. Bo nie ma endorfin od wysiłku a Ty czujesz, że znów zawiodłeś i dałeś się pokonać słabościom. Mówisz sobie z wyrzutem mogłem iść.

Zmuszanie się do robienia rzeczy, których się nie chce, w pierwszym odruchu może budzić kontrowersje. Każdy człowiek przecież dąży do szczęścia a to jest wtedy, kiedy robi się fajne rzeczy a nie kiedy zmusza się do rzeczy, których się nie chce.

I mi się nie chce. Niemal codziennie mi się nie chce, bo niemal codziennie biorę się za pisanie za późno. Mijają jednak dni, a mnie coraz bardziej rozpiera duma. Jestem coraz szczęśliwszy właśnie z tego samego powodu – że zmuszam się do rzeczy, których mi się nie chce. Patrzę wstecz i widzę, jak wielką pracę udało mi sie wykonać. Coś, czego bym nigdy nie zrobił, gdybym pisał tylko wtedy, kiedy mi się chce.

Są jednak obecnie takie rzeczy, z którymi postępuję odwrotnie. Robię je tylko wtedy, kiedy mi się chce je zrobić, co z kolei prowadzi mnie do niezadowolenia. Przykładem jest bieganie. To sfera mojego życia, w której nie wprowadziłem ani rygorystycznych cykli treningowych ani nawet jakichś wielkich postanowień. Po prostu biegam wtedy, kiedy mi się zachce biegać. I właśnie z tego powodu bywam niezadowolony. Bo biegam na tyle rzadko, że nie osiągam tego, co chciałbym osiągać.

Wygląda więc na to, że suma drobnych wysiłków w ostatecznym rozrachunku prowadzi do szczęśliwości. Natomiast suma drobnych przyjemności nie bardzo sumuje się na wielkie zadowolenie.

W życiu codziennym przyjemności mają magiczną siłę przyciągania a trudności magiczną siłę odpychania. Energetycznie więc, dla Twojego ciała, lepiej jest robić minimalny wysiłek, czyli dać się przyciągnąć przyjemnościom i dać się odepchnąć trudnościom. To jest super łatwe. To jakby płynąć wartką rzeką z prądem. Niewiele wysiłku potrzeba by utrzymać kurs. Po prostu, od czasu do czasu, musisz machnąć wiosłem. Jeśli jednak zdecydujesz się płynąć rzeką pod prąd, to musisz się nieźle nagimnastykować by pokonać jakąś trasę. To dzieje się właśnie wtedy, kiedy odpychasz przyjemności a przyciągasz trudności. To nie jest naturany stan rzeczy, dlatego musisz włożyć sporo wysiłku, by mu się przeciwstawić.

Zastanów się ile razy słyszałeś o spływie kajakowym a jak często słyszysz o wyprawie w górę rzeki.

Jeśli po prostu chcesz gdzieś dopłynąć to oczywiste jest, że nie będziesz drałował pod prąd. Nie zależy Ci na większym wysiłku. Gdzieś możesz dopłynąć również z prądem. Jeśli jednak chcesz dopłynąć do konkretnego celu, to Twój cel często znajduje się w górę rzeki. Musisz zakasać rękawy i płynąć pod prąd. Nie będzie Ci się chciało. Będziesz pięć razy częściej zadawał sobie pytanie, czy to ma sens. Przy spływie w dół jest tak miło, że pytanie czy to ma sens nie zaświta Ci w głowie. Ale jak będziesz wypluwał sobie płuca i przeciążał mięśnie płynąc pod górę, pytanie czy to ma sens stanie się Twoim przyjacielem. Będziecie zasiadać razem przy ognisku i prowadzić długie dyskusje.

Po drodze spotkasz setki osób spływających w dół. Będą wyzywać Cię od kretynów, że pomimo iż prąd jest taki silny, Ty wiosłujesz pod górę. Będą pukać się w czoło i pytać czy warto płynąć pod górę, skoro w dół jest taki fajny prąd. Wtedy natychmiast Twój przyjaciel będzie wtórował no właśnie stary, czy warto?. A ty nie będziesz miał pojęcia czy warto, bo jeszcze nie dopłynąłeś tam gdzie chciałeś.

Ale po pewnym czasie zaczniesz czuć, że warto, bo zobaczysz w oddali swój cel. Pojmiesz, że to ciągłe wiosłowanie jest męczące, ale pokonana droga daje dużo satysfakcji. Gdyby Ci się jednak nie udało i padniesz zanim dotrzesz do celu, to zawsze możesz obrócić łódkę, oprzeć się o burtę i niewiele robiąc spływać dół. To potrafi każdy zrobić.

Jak robiłbym tylko rzeczy, które chce mi się robić, to nie byłoby tego bloga. I nie byłoby napisanej książki. I nie wjechałbym na Khardung La rowerem. I nie przebiegłbym 6 maratonów.

Jest po północy, idę spać, trochę się zmęczyłem tym wiosłowaniem.

]]>
http://mino.lv/isc-pobiegac-czy-sobie-dzisiaj-odpuscic/feed/ 0
Byłem raz na siłowni ale nic mi nie urosło http://mino.lv/bylem-raz-na-silowni-ale-nic-mi-nie-uroslo/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=bylem-raz-na-silowni-ale-nic-mi-nie-uroslo http://mino.lv/bylem-raz-na-silowni-ale-nic-mi-nie-uroslo/#disqus_thread Thu, 20 Oct 2016 23:44:47 +0000 http://mino.lv/?p=187 Byłem kiedyś raz na siłowni, dźwigałem ciężko przez 2h ale niestety nic mi nie urosło. Ani od tego dźwigania, ani od napinania mięśni przed dużym lustrem, jakie, wiadomo, musi być na każdej szanującej się siłce. Nic, zero, ani milimetr. Pomyślałem sobie więc po co tam łazić, kasę tracić, jak i tak nie widać żadnego efektu. A teraz tak. Każde wejście 20 zł. Gdyby mi bic urósł o jeden milimetr chociaż, to wiedziałbym na czym stoję. Chcę go poprawić o 5 cm, czyli o 50 mm. Skoro 1 mm to jedno pójście na siłkę i wydatek 20zł to wiem, że aby osiągnąć swój cel, muszę tam pójść 50 razy i wydać na to tysiąc złotych. WTEDY TO MA SENS. W przeciwnym razie nie ma. Bo skoro po jednym wyjściu mam 0 mm zysku na bicepsie i 20 zł straty, to za miesiąc, jak będę chodził raz w tygodniu, będzie 4 x 0 mm zysku i 4 x 20 zł straty. Po prawdzie, to się nie pyli. Nikt nie lubi wyrzucać pieniędzy w błoto, więc już więcej tam nie poszedłem. Nadal jestem cherlawy, ale przynajmniej mam kasę w kieszeni i nie muszę nigdzie łazić wieczorami. Wykształcenie techniczne, tak jak obiecywali rodzice, na coś się przydało.

A jednak nie daje mi to spokoju. Kolega chodził kiedyś przez dwa lata i coś mu tam jednak się powiększyło (choć paradoksalnie zaczął kupować mniejsze koszulki – dziwne). Co prawda pół pensji obracało się w pył (dosłownie – mieszał to z wodą i pił 5 razy dziennie) ale efekt było widać. To znaczy nie widziałem efektu po każdorazowej wizycie, ale jak zobaczyłem jego zdjęcie sprzed kilku lat, to różnica była widoczna gołym okiem. Jak to więc jest, że chodził, chodził i nic, a tu po czasie taki bysio?

Pani od matematyki, zawsze z dumą na twarzy mówiła: „matematyka, drogie dzieci, jest królową nauk“ (choć jak po latach się okazało, nie ona była autorem tego niewybrednego porównania). Ale wątpię czy kiedykolwiek była na siłowni. Tutaj matematyka po prostu nie ma zastosowania. Suma zer zawsze powinna wynosić zero, tak uczyli. Tymczasem okazuje się, że zera dodawane wystarczająco długo zaczynają składać się na realną wartość.

Zaraz dokończę pisanie, tylko podleję „fotel teściowej“ (taki kaktus – swoją drogą, ciekaw jestem ilu by faktycznie posadziło mamusię na czymś takim).

W sumie, to nie wiem czemu go podlewam. Wczoraj i przedwczoraj mu nie nalałem i nic się nie stało. Wygląda identycznie jak trzy dni temu. Skoro raz go nie podlałem i nic się nie stało, drugi raz go nie podlałem i nic się nie stało, to zgodnie z indukcją matematyczną, jak nie podleję go n-ty raz to też się mu nic nie stanie. A jednak wiem, że jak go nie podleję przez dwa miesiące to padnie jak mucha (przetestowane – naprawdę da się zasuszyć kaktusa).

Nijak ma się to do tego, czego uczyłem się z mozołem na studiach dwa razy w roku (po dwa dni przed każdą sesją). Przez lata nawijali mi „ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz“ a tu się okazuje, że nauka zamiast potężnym zrobiła mnie cherlawym. Czasem mi się kurde wydaje, że podchodzę do wszystkiego zbyt naukowo.

]]>
http://mino.lv/bylem-raz-na-silowni-ale-nic-mi-nie-uroslo/feed/ 2