Mógł mieć iPhone 7 a ma… książkę!
|Ta niewiarygodna historia wydarzyła się naprawdę…
Niby człowiek przy zdrowych zmysłach, niby inteligentny, rozumny. Sąsiedzi twierdzą, że zawsze mówi „Dzień dobry“. A tu taka decyzja. Miał do wyboru nowiutkiego iPhone 7 (w niespotykanej dotąd wersji Jet Black) a wybrał własną książkę…
Dziś krótka historia na temat mojej książki i skąd wzięła się spora luka czasowa w pisaniu postów na blogu.
Jakiś czas temu wymyśliłem sobie, że napiszę książkę. Pomysł wziął się stąd, że kilka tygodni wcześniej prowadziłem, wraz z koleżanką, szereg warsztatów z Informacji Zwrotnej. Chcieliśmy dać ludziom garść wiedzy o tym jak dawać i przyjmować feedback oraz o tym jak mogą reagować ludzie w takich sytuacjach. Zebraliśmy sporo pozytywnych komentarzy na temat warsztatu i my sami mieliśmy poczucie, że uczestnicy dostali od nas coś wartościowego, co mogą wykorzystać w swojej pracy czy życiu osobistym. Z niewielkiego skryptu, który napisałem na potrzeby warsztatu zrodził się (w bólach – dosłownie, książkę pisałem na stojąco) podręcznik o feedbacku, nazwany Master The Feedback and make difficult conversations easier.
Pomyślałem sobie, że jest to coś, co może przydać się ludziom nie tylko w korporacjach, gdzie feedback stał się bezużytecznym buzzwordem, ale i w codziennych relacjach. W rozmowie z partnerem, rodzicem czy dzieckiem wcześniej czy później zmierzymy się z wypowiedzią dotyczącą ich lub naszego zachowania. Warto wiedzieć jak robić to dobrze, by powiedzieć swoje zdanie ale nie urazić przy tym najbliższych. Chodzi też o to, by to co mówimy osiągnęło pożądany efekt. Zwracamy komuś uwagę po to, by zmienił swoje zachowanie, nie zaś po to by wzbudzić kłótnię (choć i takie intencje też się zdarzają).
Nie podszedłem do tego projektu wielkimi kalkulacjami czy badaniami rynku. To było raczej
i czekanie co się wydarzy. Nie wiedziałem co dzięki temu będzie możliwe. Ale wierzyłem, że nawet jeśli się to nie skalkuluje, to warto to zrobić.
Napisanie książki, zlecanie i weryfikowanie różnych zadań z nią związanych, i promocja pochłonęły trzy miesiące. Przez ten czas nie tylko pisałem, ale przede wszystkim dużo się uczyłem. Nie rozmawiałem przed tym z nikim, kto przeszedłby tą drogę i dał wskazówki co robić, gdy publikuje się książkę. Do wszystkiego doszedłem sam, czytając i doświadczając na własnej skórze. Jeśli wykorzystam zdobytą w ten sposób wiedzę, to pewnie będzie to cenniejsze niż samo wydanie.
Wydanie swojej książki oczywiście kosztuje, stąd też wziął się tytuł tego artykułu (starałem się użyć stylu gazety „Fakt“, ale wiem że ciągle jestem za cienki w uszach by im dorównać chwytliwością nagłówków, przepraszam). Koszty są wyższe, jeśli robi się to po raz pierwszy. Wraz ze zdobywanym doświadczeniem można te wydatki nieco przyciąć. Nie wiedziałem, czy ksiażka będzie się sprzedawać, czy zarobię sto, tysiąć czy milion złotych. Ale chciałem podjąć to ryzyko, spróbować, wiedzieć jak to jest, mieć własny produkt. Chciałem poczuć ten dreszczyk emocji, kiedy wypuszczasz coś na rynek i obserwujesz co się dalej z tym dzieje. Czy wtopiłeś, czy też produkt będzie viral a Ty staniesz się milionerem. Ciekawe doświadczenie.
Tytuł artykułu jest trochę przewrotny. Porusza ważną kwestię wydawania oraz inwestowania. Ale to już temat zdecydowanie na kolejny artykuł.
Chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy kupili, przeczytali, napisali review lub w inny sposób wsparli tę inicjatywę. Każdy taki gest jest dla mnie bardzo ważny, bo definiuje sens wydania tej książki. Dzięki.